strona 705 z 920

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 705


Rozdział 5. Dramat [88] 663

Byłam jeszcze bogata, gdyś wszystko potracił –

sam cierpiałeś i nie dałeś znać nikomu… Hiob: Urodziłaś mi dzieci,

synów zdrowych, silnych, radosnych, i córki piękne, rosłe miałem w domu, synów i córki!

Drżałem słysząc ich roześmiane chórki, najmniejszego ich uśmiechu się bałem, ze snu wstawałem,

pośnijcież, prosiłem! Z nadzieją wierzyłaś:

że będzie dobrze, dobrze, tak…

Ja nie… Ja wiedziałem! (chwieje się) Timna: Hiobie! (podbiega i wspiera go) Hiob: Wiedziałem wcześniej…

Timna: Co takiego?

g18g118 Hiob: Nadchodzi, musiała,

Musiała przecież przyjść, ona, godzina zła, godzina wielkiego nieszczęścia i żalu!

O, córki, moje córki, synowie, synowie! Sam bowiem

niespokojny, smutny, niemowa, obchodziłem wasz dom świąteczny dokoła, dokoła…

Nigdy za próg nie wychyliłem głowy, nie cieszyłem się

Winami, jasnością tameczną, co strumieniami lały się… Radość z otwartych okien nadlatywała mi do ucha i strach budziła. Timna: Dlaczego?

Coś się nie podobało?

Hiob: Moi synowie najjaśniejsi, córki przesłodkie, nie zadzierajcie szczęśliwi czarnych grzyw, jasnego oblicza,

podnosząc puchar.

Za każdą kroplę szczęścia zapłacicie niemało łzami, krwią wam policzą.

O, nie śpiewajcie, nie śpiewajcie tak pięknie,

wy cudne córki moje, wy młodzieńcy wspaniali, coście się tak wesoło rozśpiewali?