„Jugnt-Ruf”, nr 6 [1] 73
nie można określić ostatnich zarządzeń o zmniejszeniu przydziałów kontyngentowych dla społeczeństwa niemieckiego. Każdy przeciętny Niemiec otrzymuje od 6 kwietnia taką ilość chleba, jak u nas robotnik z szopu. Takie porównanie z pewnością nie stawia różowego horoskopu niemieckiemu człowiekowi z ludu, który jeszcze nie został zmobilizowany na front, lecz pracuje w najcięższych warunkach w kraju. Ograniczenia te jasno za siebie mówią, sytuacja gospodarcza hitlerowskiego władcy świata jest dalece niekorzystna. Świadczą o tym artykuły Goebbelsa w „Das Reich”, w których mówi on, że gdyby wstrzymano się z tymi ograniczeniami kilka miesięcy, to trudności byłby znacznie większe i może nawet nie do pokonania. Inaczej mówiąc znaczy to, że gdyby nie ostatnie środki [zapobiegawcze], Niemcy stałyby na granicy zapaści. A zatem znika mocarstwowość, nie pomaga już to, że „cała Europa pracuje dla hitlerowskich Niemiec”, nie pomaga nawet rekwirowanie żywności we wszystkich okupowanych w Europie krajach, nawet zajęcie Ukrainy.
Jednocześnie niemiecka dyplomacja szuka drogi wykręcenia się z obecnej, ciężkiej sytuacji i przeprowadza ataki na Bałkany i Turcję. „Niezależne” państwa, Bułgaria, Węgry i Rumunia nie mają już jednak żadnej ochoty poświęcać swych najlepszych sił na ołtarzu hitlerowskiego molocha. Rumunia ma już dość, 25 procent jej armii zostało zniszczone w walkach na froncie wschodnim i naród rumuński nie chce więcej ponosić ofiar dla niemieckiego imperializmu. Woli tej muszą się poddać nawet przywódcy państwowi.
To samo dzieje się na Węgrzech i jest też powodem wizyt szefa armii niemieckiej, Keitla164. Musiał się sam pofatygować, by wpłynąć na te rządy, by dalej dawały mięso armatnie. Także ostatnia wizyta bułgarskiego króla Borysa165w kwaterze głównej Hitlera została zaaranżowana, by wciągnąć Bułgarię do aktywnej współpracy ze stacjonującymi tam oddziałami niemieckimi w koncentracji na granicy tureckiej.
A Turcja, której ta sprawa dotyczy, absorbuje dzisiaj cały świat. Turcja bowiem znajduje się w strategicznym, bardzo ważnym, doprawdy decydującym położeniu. Po upadku hitlerowskiej ofensywy jesiennej na Kaukaz Niemcom pozostała jeszcze tylko jedna możliwa droga prowadząca do wymarzonych źródeł nafty na Morzu Kaspijskim – droga przez Turcję. I tam zbiega się dyplomacja niemiecka, spotykając z angielską i sowiecką.
Niemcy chcą przez Turcję dosięgnąć drogi na Kaukaz i… do Indii! W ostatnich dniach znajdujemy w prasie niemieckiej wzmianki o tym, że byłoby bardzo dobrze, gdyby można było przeprowadzić bezpośrednie połączenie z… Japonią. Wówczas bowiem Japonia mogłaby eksportować do Niemiec ogromną nadwyżkę produkcji z Indii Holenderskich, która została przez Japonię wchłonięta i wpływa rozsadzająco na jej wnętrzności.
[16] Obaj przyjaciele mogliby wówczas opanować razem świat, w ich rękach znalazłoby się wtedy centrum świata, Indie i Bliski Wschód.
Do tego nie chcą jednak dopuścić Związek Radziecki i Anglia. Związek Radziecki koncentruje na wszelki wypadek ogromną armię na Kaukazie i na granicach z Turcją.