RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Prasa getta Warszawskiego: Poalej Sy...

strona 173 z 368

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 173


„Awangarda Młodzieży”, nr 11 [3] 143

Punkty, zamieszkałe przez uchodźców i przesie[dleńców] [13] w liczbie 12 371 dały w czerwcu br. 500 wypadków śmierci. W tym miesiącu zebrano ponad 100 trupów na ulicy. Wiele tysięcy Żydów, przede wszystkim przesiedleńcy, opuściło przeklęte getto. Tysiące wędrowało po miasteczkach i wsiach, szukając pracy i kromki czarnego chleba. Rodziny rozdzieliły się, część pozostała na miejscu, a część daleko na prowincji.

    Logika zadaje pytanie: Z czego żyją Żydzi warszawscy, czym się zajmują, z czego czerpią na swe utrzymanie?

    O tym w następnym numerze naszego pisma.

Jesień 1941 r.

Chłodem i tyfusem złośliwe niebo sieje

W murach wiatr jesienny łzami wokół wieje

Tęsknota za wolnością przed siebie ludzi gna

 Spokoju pozbawiając do cna, do cna

Wydartym okiem miasto niemo w dal spoziera

Nad nim straż trzymając, ptak stalowy gdera

Wtóruje mu bezwstydnie ochrypły kruków zew

Wrzask głodnego dziecka, czyjś obłąkany śpiew

Wystawy pustych cukierni pod stosem ciast się gną

Zgłodniałych oczy patrzą i usta brzydko klną

Lśni groźnie czarny daszek i gwoździami kuty but

Bezlitosne ręce dzierżą ciężki knut


Ktoś czeka niemo cudu, odezwie się wnet róg?

I oczy wzniósłszy wzdycha: widocznie tak chce bóg!

Lecz inny pięść zaciska, sercem targa gniew, kiedy nastąpi zew?


A gdy czasem w murach błyśnie promień słońca

I serce ludzkie zechce radować bez końca

Widokiem przelękniony po chwili szybko zniknie

[Dzie]cko i poeta z żalu tylko krzyknie!


[14] W cieniu swastyki

Obrazek z życia zamurowanego getta warszawskiego 1941 r.


Towarzysze niedoli

    Na pozór dzień rozpoczynał się dla Jehudy bliźniaczo podobny do minionych. Ponury, bez wyrazu, niby zastygły grymas cierpiącego satyra.

    Nawet snop porannych promieni, który wdarł się ciepłym, letnim tchnieniem do izby i począł tarmosić bezceremonialnie uśpione twarze żony i dziecka, nie zdołały go poruszyć, gdyż w jego jaskrawym świetle Jehuda spostrzegł zaostrzone rysy zapadniętej twarzy żony i wychudzoną rączynę dziecka. Zadomowiony w nim od dawna podły nastrój począł go dalej nękać.

    Wybierał się do wyjścia. Z przyzwyczajenia raz jeszcze sprawdził, czy w bocznej, łatwo dostępnej kieszeni spoczywają dokumenty pierwszej potrzeby: talon pracy,