RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Getto warszawskie, cz. I

strona 120 z 575

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 120


wtedy żaden preliminarz nie będzie realny. Jak wyglądają budżety nieoparte na stałym dochodzie, nie wiem. Przypuszczam, że w ogóle nie wyglądają. Sprzedaje się rzecz i kupuje się chleb i kartofle, płaci się komorne. Kończą się pieniądze, znów wyciąga się resztki do sprzedania. Gorzej, gdy już nic nie zostaje. Wtedy koniec. A taki los czeka większość, bo wszystkie zapasy w końcu się wyczerpią. Jest to tylko kwestia czasu i przezorności. Ale ostateczne wyjście jest jedno tylko, a kiedy, to jest to już kwestia kolejności. Każdy z nas stoi w kolejce.


                                                Żywot człowieka gettowego
Gdy znamy już podstawy bytu i warunki życia w getcie, przypatrzmy się teraz jednemu, powszedniemu dniowi szarego, przeciętnego mieszkańca gettowego.
Zbudzenie się rano jest nader przykre. Na kilka godzin zapadło się w sen zapomnienia, niebytu, przerywany chorobliwymi marzeniami sennymi. Jest b[ardzo] ciemno, bo okna zaciemnione, nie chce się wstawać, nie ma do czego wstawać, przynajmniej w łóżku jest najlepiej. Zimno dokucza, trzeba dodać sobie animuszu, aby wstać. Ciepłej wody do mycia nie ma. A człowiek chętnie by się wymył, wykąpał, bo i bieliznę nosi dłużej niż zwykle i zbyt dużo odzienia wkłada na siebie, bo zima może nie tak ostra, cóż kiedy pokój nieopalony w tym roku ani razu. Więc po umyciu się szybkim, byle jakim (i trzeba czekać w kolejce, bo za dużo lokatorów w jednym mieszkaniu) ubiera się starannie, gruntownie, aby było cieplej. Co rano spogląda się z troską na podeszwy i obcasy, czy się jeszcze trzymają. No – chwała Bogu jeszcze nie ma dziury. Od rana ściska coś w dołku: głód. Chleb jest w domu, nawet trochę marmelady na bony, kawa i sacharyna też, mein Liebchen, was willst du noch mehr190, ale cóż, kiedy nie wiadomo, na czym gotować wodę. Ani elektryczności, ani gazu, ani spirytusu. Trzeba znów wyżebrać trochę gotowanej wody u gospodyni i napić się przyjemnego wrzątku z namiastką kawy.
[51] A teraz prędko sprzątnąć w pokoju, zejść na dół do sklepiku, kupić kartofle,
skrobać i znów gotować na obiad. Tu już trzeba było kupić trochę drzewa. Żona przyniosła z kuchni191 trzy zupy dla siebie, męża i dziecka, kartofle po rzadkiej zupie smakują aż za dobrze, po „obiedzie” dopiero apetyt daje się we znaki. Kolacja jest powtórzeniem śniadania. Rano zaczynają się również codzienne troski. Mieszkanie nasz przykładowy człowiek gettowy – nazwijmy go panem N. – musi opłacić w ciągu kilku dni, a tu nie ma jeszcze odłożonej na ten cel gotówki. Poza tym mieszka przy ulicy, która ma być wyłączona z getta. Trzeba sobie wyszukać gdzie indziej pokój, a to związane jest z większym kosztem, bo i transport kosztuje kilkaset złotych i odstępne za pokój i prowizję pośrednikowi za wyszukanie mieszkania. Cóż, kiedy nie ma tych pieniędzy. Rad nie rad, pan N. sprzedaje najwartościowsze meble, to i gotówkę na opędzenie najpotrzebniejszych
wydatków znajdzie i transport resztek mebli będzie o wiele tańszy. W ten sposób ci, którzy uratowali trochę mebli od konfiskaty, bombardowania czy rabunku, teraz za bezcen ich się pozbywają, bo nie mają wyjścia. Zresztą nie wszystkie meble zmieszczą się, więc zamiast dawać na przechowanie, lepiej już sprzedać. Już od



190 Moja kochana, czegóż potrzeba ci więcej? (niem.). Cyt. z wiersza Heinricha Heinego Du hast Diamantem und Perlen (1827) z cyklu Die Heimkehr.
191 Czyli z kuchni ludowej.