RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Getto warszawskie, cz. I

strona 130 z 575

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 130


wydało mi się mroczne. Panował tam osobliwy strach; niepilnowany przez nikogo, na samych paluszkach, bardzo powoli udałem się w kierunku wskazanym przez żydowskiego niby-policjanta z blond wąsami. Przedostawszy się przez wszystkie górki kamieni, obszedłem górę zrzuconego koksu oraz pyłu węglowego i dotarłem na nowy plac, oddzielony od pierwszego drewnianym parkanem. Zobaczyłam tam długi skład-magazyn, a wzdłuż niego tory kolejowe. To – tak rozumiałem – jest miejsce, do którego pociągi dowożą z „aryjskiej” strony towary do rozładowania, żeby stamtąd dalej rozdzielać je dla żydowskiego getta.
Zanim jednak zdążyłem zrobić krok, by dostać się do bramy tego magazynu, usłyszałem jęk bitego człowieka i zatrzymałem się. Nagle pojawiła się jakaś postać – jakby żebraka albo obdartego tragarza, ze sznurkiem obwiązanym wokół pasa. Wydała mi się jakaś osobliwa; wyglądała, jakby chciała uciec, ale nie mogła z powodu jakiejś magnetycznej siły, która przyspawała ją do tego miejsca…
[3] Zza szerokich drzwi wysunęła się ręka odziana w zielony płaszcz z wyszytą
swastyką i cienkim batem, ledwo dostrzegalnym z daleka, zaczęła okładać tę postać po głowie i całym ciele. Postać krzyczała[, wydając] dzikie wrzaski tak długo, aż w końcu zza bramy z całym impetem wyskoczyła obuta noga i kopnęła ją od tyłu z całej siły, tak, że postać po prostu zleciała z wysokiego prawie na pół piętra peronu, oddzielającego tory od magazynu – z „rampy” – i leżała tam całkiem bez ruchu…
Dopiero wtedy z bramy wyszedł potężny, zdrowo wyglądający Niemiec z czerwonymi, nalanymi polikami i wytrzeszczając oczy, spojrzał na leżącego. Zanim jednak zdążył cokolwiek zrobić, poruszyłem się i Niemiec mnie dostrzegł.
Jego spojrzenie miało w sobie coś osobliwego. Przyciągał mnie do siebie. Zgodnie
ze zwyczajem zdjąłem kapelusz, stuknąłem obcasami (pozostałość dawnych żołnierskich czasów) – „cpo sołdatskomuc”207– i zacząłem tłumaczyć po niemiecku: dDa, dieser Briefe – mówiłem – heisst mich kommen noch Kiste Wahred208.
Niemiec prześwidrował mnie swoimi wyłupiastymi ślepiami, jakby chciał spojrzeniem przebić mnie na wylot; następnie zlustrował mnie, spojrzał na nogi złączone po żołniersku i uśmiechnął się do siebie prawie niezauważalnie.
Potem odwrócił się w stronę magazynu i krzyknął:
– eThorn kommen Sie nur hier her! Zeigen Sie diesem Mann die Kiste!e209.
Jego ręka niechętnie uniosła się do czapki, nie ukłonił się jednak; odniosłem wrażenie, że zapomniał się i dopiero w pewnym momencie zdał sobie sprawę z tego, co zamierza zrobić. Stał chwilę z boku, przyglądając się jak niski młodzieniec o rudawych wąsach, gęstych równie rudych włosach i krzaczastych brwiach, pokazuje mi skrzynię i mówi, że to ta. Nie wiedziałem wówczas, czemu służy ceremonia ostukiwania skrzyni bez jej otwierania, do dziś nie wiem, czego chciał się w ten sposób dowiedzieć.
Zarządca placu, Thorn210, zawołał mnie do swojego biura, które także było nowe,
dopiero co wyłożone świeżym drewnem, i dał mi papier do podpisania. Zapytał,



207 c-c Po wojskowemu (ros.). W oryg. w alf. hebr.
208 d-d Ten list wzywa mnie do odbioru towaru (niem.). W oryg. w alf. hebr.
209 e-e Thorn, chodźcie no tutaj, pokażcie temu człowiekowi skrzynię! (niem.). W oryg. w alf. hebr.
210 Występujące formy nazwiska w dok.: Thorn (we fragmentach w j. niem.) i Torn (w j. żyd.), ujednolicono do – Thorn (przyp. tłum.).