należało do znienawidzonego wroga, który nie był rzecz jasna wystarczająco silny, żeby móc się przed tym obronić.
Gdyby ów biedny Żyd – ciągnąłem dalej swoje myśli – prześladowany, szykanowany, bity – stał przy nich podczas tego niegodziwego czynu, jestem pewien, że nie postąpiliby w ten sposób. Na nieszczęście cierpienie gojów było bardzo duże, a tego, który ich gnębił nie widzieli przed sobą, stąd to postępowanie, to chwilowe uniesienie, przybrało taki właśnie charakter. Wściekłość jest ślepa, tak to już jest. Nikt mi nie wmówi, że wszyscy chrześcijanie to antysemici, że wszyscy Polacy to pogromowcy, którzy chcą wybić Żydów. Jeśli podłe zachowanie w tym domu było tak żywiołowe, winne są temu wszystkie krzywdy wyrządzone gojom przez Niemców – wypędzali ich z miejsca na miejsca, z mieszkania do mieszkania – jak również bezbrzeżna, nieopanowana złość pognębionych ludzi, którzy w pewnym momencie załamali się pod ciężarem [7] swojego cierpienia i gniewu, który znalazł w ten sposób łatwe ujście...
Po drodze do domu dla uchodźców zobaczyłem żydowskich strażników szpitala,
ładujących do karetek dla chorych całe worki żywności; zamknęli drzwiczki i odjechali do getta z towarem. Widziałem pielęgniarki i inny personel szpitalny z opaskami z czerwoną gwiazdą Dawida. Wszyscy nosili plecaki wypełnione paczkami i choć nie zajrzałem do środka, wiedziałem, co tam zapakowali.
Najwięcej towaru i najlepszy szmugiel szedł przez dom dla uchodźców. Boczna
ulica była całkiem pusta. Koło szpitala, schowana w kącie stała grupa przygnębionych kobiet i chłopców, wyczekiwali odpowiedniego momentu, kiedy oko polskiego policjanta z rogu Dzikiej i Niskiej na nich nie patrzyło. Wtedy błyskawicznie przebiegali. Drzwi domu, w którym mieszkali uchodźcy, prędko się otwierały, a chłopak czy kobieta znikali w środku.
Ja nie chciałem się przed nikim ukrywać. Odważnie poszedłem na boczną ulicę,
przy której znajdował się dom dla uchodźców, nie wystraszyłem się tego, że polski
policjant za mną patrzył. Kiedy zapukałem, zza przeszklonych drzwi wyjrzały twarze dwóch żydowskich porządkowych, jeden z nich do mnie wyszedł.
Sposób, w jaki się odezwał, świadczył o tym, że nie chodziło mu o mnie, lecz
o polskiego policjanta na rogu Niskiej. Zrozumiałem to i pozwoliłem mu się tak wypytywać. Tak naprawdę pokazałem mu tylko poświadczenie, że pracuję w instytucji nadzorującej dom uchodźców. Kiedy indziej porządkowy zostawiłby mnie w spokoju i może nawet szeroko otworzył drzwi, teraz jednak chciał wiedzieć, do kogo idę, kogo znam i czego tu szukam. Powiedział to jednak takim tonem, jakby chciał, żebym wybaczył mu jego nadgorliwość. Zrozumiałem to, po czym opowiedziałem mu, że przychodzę z inspekcji w innym domu dla uchodźców, że tu także pragnę przeprowadzić inspekcję i znam doktora G.217
Moja odpowiedź – a przede wszystkim mój pewny ton głosu – spowodowała, że
już dłużej nie mógł mnie wypytywać. Porządkowy otworzył szeroko drzwi, przepuścił mnie i pokazał jak dojść we właściwe miejsce.
[8] Wszystkie schody, każdy skrawek miejsca na stopniach wiodących na piętra,
zajęte były przez dzieci, kobiety i nielicznych starszych mężczyzn. Dziwna rzecz, wszyscy bez wyjątku mieli w rękach garnki, worki albo wielkie miski. Kobiety i dzieci miały
217 Brak bliższych informacji o tej i o większości innych osób wymienionych w tym dok.