[6] 2. Szkolnictwo powszechne
Nauczanie początkujące to zasadnicza bolączka szkolnictwa gettowego, bo brak
jego oznacza rozwój analfabetyzmu dla całego pokolenia następnego, szczególnie dla tych warstw, które dają kształcić dzieci do 10. roku życia, a potem kierują je do zawodu.
Burżuazja oraz strefy inteligencji pracującej potrafią rozwiązać skutecznie to zagadnienie w ramach własnych możliwości. Po prostu wyuczają pisania, czytania i rachowania w domu, gdzie zawsze znajdzie się ktoś z rodziny, kto gorzej lub lepiej podejmie się tego zadania. Poza tym za grosze (za kilka – kilkanaście zł[otych] miesięcznie) każdy młodzieniec czy dziewczyna podejmie się tego zadania i w ten sposób domowe, prywatne wykształcenie jest najszerszą, najpowszechniejszą podstawą szkolnictwa gettowego, najskuteczniejszym środkiem walki z analfabetyzmem. Gorzej rzecz się ma z dziećmi proletariatu lub sproletaryzowanego drobnomieszczaństwa. Dzieci, które poprzez chedery
otrzymywały nauki elementarne czytania i pisania, pozbawione są dziś zupełnie
tego źródła nauki i grzęzną w zupełnym już analfabetyzmie. To samo dotyczy tych
dzieci, które w normalnych warunkach korzystały z bezpłatnych szkół państwowych czy miejskich, a dziś nie mają żadnych szans na bezpłatną szkołę. Dobrze, jeśli jeszcze znajdzie się w rodzinie czy w gronie znajomych ktoś, kto z dobrej woli, bezpłatnie podejmie się tego, bo w przeciwnym razie dzieci te skazane są bezapelacyjnie na analfabetyzm413.
Dziećmi młodszymi, to znaczy znajdującymi się w wieku przedszkolnym i wieku
odpowiednim do klas I, II i III, zajmują się wykwalifikowane lub improwizowane freblanki414, które albo prywatnie opiekują się dziećmi, albo też (co częściej się zdarza) tworzą zespoły dzieci. Najwięcej jednak [7] zajmują się tymi dziećmi organizacje społeczne, a przede wszystkim „Centos”, który w gęstej, dość rozlegle rozbudowanej sieci sierocińców, internatów, ogródków, ośrodków, punktów, świetlic itd. – daje dzieciom również przynajmniej surogat tego, co już powinna dać systematyczna szkoła. Momentem atrakcyjnym jest tu ciepła strawa, zupa, chleb, herbata, ciepły piec i dach nad głową, ale wychowawczynie umieją [też] skutecznie wypełnić czas między daniami. Działalność „Centosu” odnosi się przeważnie do dzieci bezdomnych i pozbawionych opieki domowej, a nauczanie jest tylko produktem ubocznym, koniecznym, ale nie zasadniczym, działalności tego towarzystwa. Średnie warstwy proletariatu natomiast oraz ubogie drobnomieszczaństwo nie marzy w ogóle o freblówkach415 czy ogródkach
dostępnych w mniejszej lub większej mierze dzieciom burżuazji.
Sprawa nauczania na wyższym poziomie szkoły powszechnej, to znaczy w klasach[:] IV, V, VI i VII, stanowi bardziej skomplikowane zagadnienie. Tu już potrzeba sił bardziej wykwalifikowanych, a przynajmniej jako tako wykształconych.
Przed wojną już narzekaliśmy na hiperprodukcję inteligencji, mającej średnie
wykształcenie. Już nie tylko dziecko z każdego prawie burżujskiego domu kończyło
413 W tym miejscu skreślone: „Sprawa na wyższym poziomie szkoły powszechnej (to znaczy klas IV, V, VI, VII) jest już bardziej skomplikowana, gdyż wymaga – jeśli nie kwalifikowanej siły, to przynajmniej już jako tako wykształconej”.
414 Dawniej: przedszkolanka.
415 Freblówka – typ przedszkola prowadzonego wg metod niemieckiego pedagoga Friedricha Fröbla (1782–1852), w którym zwracano uwagę na wszechstronny i harmonijny rozwój dziecka. Potocznie: przedszkole.