RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Getto warszawskie, cz. I

strona 290 z 575

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 290


bo wszystko jest wyliczone co do minuty. Postanawiamy: rozpocząć „marsz” pieszo
i może, w międzyczasie, nadjedzie ryksza. Inną rykszę o tak wczesnej porze trudno dostać. Poza tym nie można mieć zaufania do byle rykszarza, bo to wszystko odbywa się w wielkiej tajemnicy, a umówiony rykszarz znał wszystkie „strategiczne” punkty: jak jechać, jakimi ulicami i gdzie się zatrzymać. Widocznie zaistniała jakaś przeszkoda, co niestety często się zdarza.
Cicho, na palcach schodzimy po schodach, ale teraz pojawia się nowy nieprzewidziany kłopot. Stróżowi nie chce się wstawać tak wcześnie, by otworzyć bramę502, a przede wszystkim, chce on wiedzieć: po co Żydzi muszą wychodzić tak wcześnie na ulicę. Tłusty napiwek „zmiękczył” jego serce i spowodował, że otworzył nam bramę.
W zwolnionym tempie idziemy dwójkami, odsunięci jeden od drugiego o pewien
dystans. Serce bije straszliwie, oko wytęża się, by wypatrzyć w ciemności nocy nadchodzącą sylwetkę, czy przypadkiem nie należy do kogoś z „tamtego towarzystwa”. Kiedy słyszymy przed albo za nami mocny krok, sztywnieją nam ze strachu wszystkie członki. Nagle słyszymy dzwonek nadjeżdżającego w naszym kierunku nocnego tramwaju. Z wielkim pośpiechem podbiegamy do przystanku tramwajowego. Ale gdy podchodzimy bliżej, spostrzegamy, że to jest aryjski tramwaj, a Żydom nie wolno nim jechać. Czekanie na [3] przyjazd „żydowskiego” tramwaju będzie trwało zbyt długo, gdyż nie wyruszają one w trasę tak wcześnie503.
Przechodzimy z ulicy na ulicę. Nagle słyszymy szum nadjeżdżającego samochodu.
Reflektory rzucają na nas oślepiające światło. Stoimy jak sparaliżowani, bo o tej porze spotkanie z autem na ulicy nie wróży nic dobrego. W większości przypadków zostaje się „zaproszonym” tam, skąd już się nie wraca... Bramy, do której można byłoby się schować, nie ma. Są zamknięte o tak wczesnej porze.
Ale wszystko zakończyło się pomyślnie. Auto nas wyprzedziło. Z zapartym tchem
przechodzimy przez niebezpieczne miejsca i nieniepokojeni dochodzimy do bramy, za którą znajduje się mykwa.
Na podwórzu mykwy panuje kompletna ciemność, cienie przesuwają się po ścianach i znikają w bocznej piwnicy. Tajny wysłannik już na nas czeka. Cicho, bez słowa, jedynie ruchem ręki daje nam wskazówki; idziemy za nim. Schodzimy do głębokiej, ciemnej piwnicy. Górne drzwi zamykają się za nami. Poruszamy się w ciemności. Mamy instrukcję, by iść prosto, a potem skierować się w lewo. Podchodzimy do wybitego w murze otworu. Z wielkim trudem przepychamy się przez dziurę. Stajemy na jakimś drewnianym pomoście i po udanym skoku znajdujemy się w korytarzu, którym – w końcu – dochodzimy do schodów, prowadzących do mykwy504.



502 W czasie trwania godziny policyjnej bramy kamienic były zamknięte. Godzina policyjna obowiązywała w getcie po 21 (do 5 rano), a od 5 marca 1941 r. już po 20. Zob. Adama Czerniakowa dziennik, s. 343.
503 Zob. dok. 14.
504 Autor ma na myśli mykwę przy ul. Grzybowskiej 14. Jej opis znajduje się w innej części zapisków Huberbanda, w których pisze on, że właściciel tej mykwy zawarł porozumienie z policjantami żydowskimi i polskimi, którzy za odpowiednią opłatą „przymykali oczy” na jej funkcjonowanie. Do mykwy można było dostać się przez dziurę w ścianie sąsiedniej piwnicy. W dzień