Zapoczątkowała tę rodzinną księgę Hioba nasza droga Mama w Zambrowie992
w końcu lipca 1941 r. Jeszcze tydzień wcześniej ta oddana dusza postawiła swe życie na [jedną] kartę i za cenę złotego zegarka (prezentu ślubnego ojca) ruszyła w niebezpieczną drogę do Białegostoku, aby dowiedzieć się, czy żyją jej dzieci. Wzięła ze sobą woreczek sucharów, trochę kaszy i oliwy dla dzieci, bo w Białymstoku Żydzi bali się wówczas wyjść na ulicę po zakup żywności. Zastała tam tylko mnie i Etlę, którzyśmy drugiego dnia wojny uciekli z Zambrowa. Także Estera od razu pierwszego dnia wojny zbiegła z Białegostoku i brak o niej jakiejkolwiek wiadomości. Herszel uczynił to drugiego dnia i już utknął gdzieś wśród złoczyńców; miałem od niego pozdrowienia skądś z okolic Baranowicz. Tego samego wieczoru Mama zawróciła, wszystkiego jeden dzień była z nami. W tydzień potem niemiecka banda morderców wtargnęła do Zambrowa, wezwała i wypędziła z mieszkań na ulicę całe miasteczko, a następnie około 1500 starych i młodych, mężczyzn i kobiety z małymi dziećmi zagarnęła i uprowadziła do lasu w okolicy Czyżewa993, gdzie były już wykopane duże rowy i tam wszystkich wymordowała. Do nas do Białegostoku wiadomość o tym dotarła po trzech tygodniach. Straszliwie nią byliśmy wstrząśnięci, szczególnie Etla, Mamy najmłodsze, wypieszczone dziecko.
Po pewnym czasie wpierw ja, a w ślad za mną Etla przedostaliśmy się do Warszawy. Jakże Etla była szczęśliwa, gdy udało mi się uzyskać dla niej pracę wychowawczyni w internacie dla sierot. Z jakim sercem poświęcała się dzieciom! Potrafiła godzinami szukać odpowiedniej piosenki, czy gry dla dzieci, które kochała miłością prawdziwie macierzyńską. Dziś nie ma już tych dzieci, nie ma już Etli. Odchyliłem się nieco od chronologicznego opisu wypadków, wybacz mi Siostro.
Na pewien czas przed „przesiedleniem” (taką nazwę Niemcy nadali mordowi
Żydów) rozpoczęło się preludium, przygrywka do tragedii; raz po raz wybuchała strzelanina na ulicach, ot tak sobie, bez żadnej przyczyny; przejeżdża samochód, z którego strzela się do przechodniów. Potem były zorganizowane nocne egzekucje masowe, pięćdziesięciu kilku Żydów wywleczono z mieszkań, zaprowadzono kilka domów dalej, kazano iść przed siebie i strzałami z tyłu położono trupem994. Później 100 dalszych wyciągnięto z aresztów i rozstrzelano. Przez obwieszczenia zawiadomiono, że jest to kara za nieposłuszeństwo wobec zarządzeń niemieckiej władzy, ba, nawet za stawianie jej oporu. I znów dziesiątki, setki mordów pojedynczych. Krążą pogłoski, jedna straszniejsza od drugiej, jakoby miało się nas wypędzić z Warszawy, gdzieś za miasto. Nie dawano im wiary – jakżeż by to było możliwe? Z Warszawy, takiego miasta – macierzy pokoleń żydowskich, z miasta o czterystutysięcznej ludności żydowskiej – wypędzić? Wmawiano sobie, że zapewne dotknie to bezdomnych, wysiedlonych z innych miejscowości, ale w żadnym wypadku – stałych mieszkańców. Aż się zaczęło. Ukazały się plakaty: „Wszyscy Żydzi warszawscy – z wyjątkiem”995... I właśnie ten wyjątek... Oby
992 Zambrów (pow. Łomża).
993 Czyżew (pow. Wysokie Mazowieckie). W 1941 r. mieszkańców Zambrowa Niemcy mordowali w lesie Rząśnik pod Szumowem (pow. Łomża) i w pobliżu miejscowości Kołaki (pow. Łomża). Zob. Obozy hitlerowskie, s. 582.
994 Autor pisze o egzekucjach, do których doszło w getcie warszawskim w nocy z 17 na 18 kwietnia 1942 r. Zob. dok. 95 i 96.
995 Zob. Rada Żydowska w Warszawie, dok. 156.