Rano 23 lipca [1942 r.] akcja przeniosła się na ulicę. Żydowska Służba Porządkowa wyruszyła na upolowanie potrzebnych ludzi. Najprostsze chwyty rozkazodawców okazały się celowe. Użyci do chwytania porządkowi okazali ponurą sprawność i gorliwość, rola, którą odegrali, należy do najpotworniejszych wspomnień deprawacji ludzkiej, na obronę ich można tylko powiedzieć, że społeczeństwo miało taką służbę porządkową na jaką sobie zasłużyło, to społeczeństwo, które nie stworzyło tradycji oporu ani nawet legendy bohaterstwa w pierwszym okresie przesiedlenia. Zmobilizowanie jednych dla schwytania i dostarczenia żywcem drugich udało się. Ulica zamieniła się w piekło, wyjące i pełne grozy. Chwytano ludzi, którzy wyszli na chwilę na ulicę, ładowano przemocą na wozy. Ulica zmieniła od razu wygląd, zamknięto sklepy, ludzie przemykali się chyłkiem, usiłując umknąć porządkowym. W tym okresie respektowano zresztą wszystkie legitymacje urzędnicze i inne. Jasne było jednak, że i tego nie będzie
można utrzymać.
[13] 23 lipca [1942 r.] zamknięto całkowicie obrót pocztowy dla dzielnicy żydowskiej. Paczki, listy, przekazy przychodzące oraz ewentualnie korespondencja wychodząca miały być kierowane do dyspozycji władz1018. Było to całkowite odcięcie od świata zewnętrznego dalszego, bliższych granic strzegły gęste kordony szaulisów, a na wylotach SS-owcy.
22 [lipca 1942 r.] wysiedlono 6250 osób, [a] 23 [lipca] 7300. Oczywiście należy
pamiętać, że cyfry te, chociaż notowane przez oficjalną statystykę, nie są zapewne zupełnie ścisłe. Notowanie wysiedlonych odbywało się przy ładowaniu ich do wagonów. Notowano prawdopodobnie niezbyt dokładnie odliczane cyfry na poszczególnych wagonach kredą. Stamtąd z kolei odpisywała je Służba Porządkowa. Kilkunastu lub kilkudziesięciu mniej mogło się zawsze zdarzyć. Ale kilkadziesiąt żywotów ludzkich nie znaczy nic wobec ogromnych cyfr straceńców.
Dzielnica wkroczyła w trzeci dzień akcji wysiedleńczej. Ludzi, którzy owego
słonecznego ranka wyszli na ulice obmurowanej Warszawy, wypełnione rozdzierającym krzykiem schwytanych (tak jak w powieściach chłopięcych z Dzikiego Zachodu chwyta się na lasso), zaskoczyła jeszcze jedna niespodzianka. Adam Czerniaków, prezes 360-tysięcznej gminy żydowskiej, starszy pan w meloniku, który od trzech lat reprezentował oficjalnie warszawskich Żydów, dokonywał otwarć, wygłaszał przemówienia i stwarzał dokoła siebie obyczajność feudalnego dworu, ten uczciwy, ale słaby, pozbawiony dalszych perspektyw człowiek, który wiele przecierpiał w okresie noszenia swego tytułu przywódcy mas żydowskich, zdobył się teraz na gest protestu. Był to protest swoisty, ale wymowny. Czerniaków popełnił poprzedniego wieczora samobójstwo przez zażycie cyjankali1019. Okazał przenikliwość większą aniżeli przez cały czas swej
dotychczasowej działalności, nie mogąc i nie umiejąc zdobyć się na opór, nie chciał stać się narzędziem wykonawczym dla wymordowania wielkiej gminy warszawskiej, której panem czuł się w sposób nieco patetyczny. Ta śmierć wstrząsnęła krótkowzrocznymi,
1018 Całkowita blokada pocztowa trwała w getcie warszawskim jedynie tydzień. Po 29 lipca nadesłane listy i przesyłki spoza getta doręczano adresatom. Natomiast przesyłki nadawane w getcie przekazywano władzom policyjnym i prawdopodobnie nie opuszczały one getta. Zob. R. Sakowska, Łączność pocztowa warszawskiego getta, BŻIH 1963, nr 1/2 (45/46), s. 94–109.
1019 Cyjanek potasu.