RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Getto warszawskie, cz. I

strona 76 z 575

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 76


Ale nie! Ludzie nie mogą usiedzieć w domach. Biegają po ulicach, żeby zobaczyć,
usłyszeć, a może, a jeśli… Na ulicy znowu trudno się poruszać. Przejmuje dreszcz.
Duży ruch niemieckich samochodów załadowanych oficerami i wojskowymi. Niektórzy wysiadają, z przyjemnością robią użytek ze swoich [4] aparatów fotograficznych i fotografują biednych ludzi pod ścianami, ze sztywno wyciągniętymi rękami. Pół godziny później przejeżdżają szybko wózki z Chesed szel Emes i zbierają zmarłych z głodu żebraków spod ścian, przez co zostawiają miejsce dla następnych. Witryny w sklepach są puste. Nie leży w nich żadne białe pieczywo. Na pierwszy rzut oka sprawia to wrażenie, jakby ludzie chcieli schować chamec124, ale nie! Okazuje się właśnie, że policja żydowska zarekwirowała wszystkie ciastka i bułki dla internatów i szpitali, bo nie mają tam chleba. Przejeżdża wóz z kartoflami, zostaje oblężony, dziesiątki bladych rąk rzucają
się na kartofle, łapią i jedzą na surowo. Na ulicy Solnej głodni ludzie wdarli się
do kilku sklepów i obrabowali je. Panika coraz to wzrasta. Modlitwy biednych ludzi
są coraz silniejsze. Dzieci błąkają się po ulicach, powłóczą nóżkami i mdleją z głodu. Piosenka ulicznego śpiewaka jest smutniejsza, gra skrzypka pod ścianą coraz cichsza, a ceny rosną coraz wyżej i wyżej. Chleb i cebula zajęły główne miejsca. Stały się walutą. Żydzi uważają, że kiedy cena chleba dojdzie do 50 zł, dopiero wtedy przyjdzie zbawienie. Ulice są pełne. Poruszają się po nich diabły nie ludzie, a w uszach brzmią [5] słowa: „Chleb podrożał, skąd wziąć kartofle? Chleb, chleb, nie ma chleba”. W tłumie przebiega znajomy z czarnym podbitym okiem i uśmiecha się. Wygrał asa trefl . Mówi, że nie będzie się im kłaniał, pod żadnym pozorem nie będzie przed Niemcami zdejmował kapelusza. I coś niespodziewanego. Zamiast mówić o dotkliwej kwestii chleba, opowiada jak to spotkał dwóch Niemców, przeszedł obok nich, spojrzał na nich, oni na niego też, ale kapelusza przed nimi nie zdjął. Rozumie się, że dali mu nauczkę. Ale przy pożegnaniu, dodaje, kapelusza jednak przed nimi nie zdjął. 11 [kwietnia 1941
roku] rano ceny spadają, jeżeli można tak powiedzieć. Chleb znowu [po] 8 zł, kartofle 2,50. To dopiero szczęście! Zrezygnowani biegną jednak coś kupić, aby mieć cokolwiek w domu. Wózki na ulicach są pełne, ludzie jakby dostali skrzydeł, kupują macę. Doprawdy to szczęście, ludzie złapią chociaż kilo kartofli na Pesach. Po ciężkim dniu nadeszło święto Pesach i przyniosło ze sobą nową falę nędzy. Święto „czasu wolności” przypomniało nam o naszym ciągłym wygnaniu. Jedyną nowiną, jaką przyniósł mi Pesach roku 1941 jest wiadomość o śmierci głodowej!
11 IV 1941 r.


                                                                          [tłum. z j. żyd. Magdalena Siek]


ARG I 491 (Ring. I/1024)
Opis: odpis (2 egz.), rkps (BW*), ołówek, j. żyd., 147x207 mm, k. 10, s. 10.
Na marginesach litera hebr.: „ ל”[?]. Dok. był przechowywany w segregatorze.
Edycja na podstawie pierwszego egz., k. 5, s. 5.



124 Zakwas (hebr.), produkt zawierający jedno z pięciu zbóż. W czasie święta Pesach zakazane jest spożywanie i posiadanie chamecu.