RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Ostatnim etapem przesiedlenia jest ś...

strona 101 z 250

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 101


94 Ośrodek zagłady Chełmno nad Nerem (Kulmhof am Nehr) [1]

Z ciężarówki wyrzucano zagazowanych jak śmieci – na kupę, jeden na drugiego. Ciągnięto ich to za nogi, to za włosy. Na górze stało dwóch ludzi, którzy rzucali ciała na dół do grobu, a w dole stało dwóch innych, którzy układali je warstwami, twarzą ku ziemi w taki sposób, że przy głowie jednego leżały nogi drugiego. Kierował tym specjalny esesman. Jeżeli gdzieś był wolny skrawek miejsca, wpychano tam zwłoki dziecka. Wszystko przebiegało w bardzo brutalny sposób. Ten, który stał na górze z sosnową gałęzią w ręce, dyrygował, gdzie winna być głowa, gdzie nogi, gdzie dzieci i gdzie rzeczy. Wszystkiemu towarzyszyły wściekłe bicie i wrzaski: Du Sakrament! Warstwa liczyła od 180 do 200 zwłok. Po każdych trzech samochodach brało się około dwudziestu spośród grabarzy, którzy zasypywali zwłoki. Początkowo wypadało grzebać po dwa razy. Później, kiedy liczba samochodów urosła do dziewięciu (9 razy po 60 zwłok), wypadało zakopywać trzy razy.

O dwunastej komendant („Bykowiec”16) rozkazał: Spadel stehen lassen17. – Ustawił nas dwójkami i przeliczył, po czym kazał wyjść tym z dołu. Wokół nas wciąż jeszcze stała straż, która ani na chwilę nas nie odstępowała, tak że nawet potrzeby naturalne musieliśmy załatwiać tam, gdzieśmy pracowali.

Podeszliśmy do miejsca, gdzie leżały nasze rzeczy. Kazano nam usiąść ściśle jeden obok drugiego na paczkach. Wciąż byliśmy pod strażą. Dano nam po kubku zimnej kawy i kawałku zmarzniętego chleba. To był obiad. Siedzieliśmy tak z pół godziny, po czym znów ustawiliśmy się, przeliczono nas i odprowadzono do roboty.

Jak wyglądali zmarli? Wcale nie byli osmaleni, nie byli czarni. Kolor twarzy pozostał niezmieniony. Niemal wszyscy zmarli byli w ekskrementach.

Około piątej skończyliśmy robotę. Owym ośmiu, którzy zajmowali się zwłokami, kazano położyć się na trupach twarzami do dołu, potem esesman strzelił każdemu w głowę z karabinu maszynowego. „Bykowiec” wrzasnął: Hellblaue, flink sich anziehen18 – Szybko ubraliśmy się i zabrali ze sobą szpadle. Przeliczono nas i pod strażą żandarmów i esesmanów odprowadzono do samochodów. Tu kazano nam odstawić szpadle. Jeszcze raz nas przeliczono i zapędzono do samochodu. Przyjechaliśmy z powrotem do pałacu. Droga trwała około 15 minut. W powrotnej drodze byliśmy już razem z kłodawiakami. W samochodzie rozmawialiśmy po cichu. Powiedziałem moim kolegom: Moja mama marzyła o tym, by mnie zaprowadzić pod biały baldachim ślubny, teraz niedane jej będzie nawet towarzyszyć mi do ostatniego czarnego mojego ślubu. – Wszyscy wybuchli cichym łkaniem, lecz tak, żeby żandarmi siedzący za nami nie usłyszeli. Rozmawialiśmy bardzo cicho.

Pierwszego dnia miało miejsce następujące zdarzenie: O dziesiątej rano niejaki Bitter z Bydgoszczy, w czasie wojny zamieszkały w Izbicy, tęgi człowiek,