RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Ostatnim etapem przesiedlenia jest ś...

strona 102 z 250

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 102


Ośrodek zagłady Chełmno nad Nerem (Kulmhof am Nehr) [1] 95

jeden z owej ósemki, nie potrafił nadążyć z robotą. Esesman z bykowcem kazał mu się rozebrać do naga i razem z jeszcze innymi pobili go do nieprzytomności. Ciało sczerniało mu jak wątroba. Potem kazał mu położyć się w otwartym grobie i zastrzelono go.

Okazuje się, że w pałacu są jeszcze inne pomieszczenia. Do naszej piwnicy weszło 20 osób, a do drugiej – 15. Więcej grabarzy wówczas nie było. Znalazłszy się w zimnej i ciemnej piwnicy, rzuciliśmy się na skąpą słomę i wybuchnęliśmy głośnym płaczem. Ojcowie płakali nad losem swych dzieci, których już więcej nie zobaczą. Jeden z więźniów, Moniek Halter, piętnastoletni chłopiec z Izbicy, objął mnie i szlochał, powtarzając: Ach, Szlojme, niech ja sam padnę ofiarą, ale niechby moja matka i siostra przynajmniej ocalały. [4] Meir Piotrkowski, lat 40, z Izbicy, mój towarzysz z barłogu, obejmował mnie, tulił, całował i mówił: Zostawiłem w domu ukochaną żonę i ośmioro dzieci. Czy je kiedykolwiek jeszcze zobaczę, co się z nimi stanie? – Gerszon Praszker, lat 55, z Izbicy, powiedział: Mamy wielkiego Boga w niebie i musimy się do niego modlić. Bóg nas nie opuści. Lecz mimo to musimy teraz wszyscy odmówić modlitwę przedśmiertną. – Ustawiliśmy się wszyscy w koło, a Gerszon Praszker w środku, i odmówiliśmy tę modlitwę. Powtarzaliśmy za nim z wielkim szlochem i łkaniem. Nastrój był bardzo wzniosły. Ponieważ Wachtmeister walił w drzwi i krzyczał: Hej, Juden, stillbleiben, sonst schiesse ich19 – łamiącymi się głosami, po cichu ukończyliśmy naszą spowiedź przedśmiertną.

O pół do ósmej wieczorem przyniesiono nam garnek niekraszonej, zimnej zupy z brukwi. Nie mogliśmy przełknąć jedzenia, tylko cicho i gorzko płakaliśmy. Po pół godzinie przyniesiono czarną, gorzką, zaledwie ciepłą kawę i trochę z naszego chleba. I znowu z bólu i cierpienia nikt nie mógł jeść. Położyliśmy się na słomie, ale nikt nie mógł spać. Było zimno i nie mieliśmy żadnego przykrycia. Ktoś się odezwał: Kto wie, kogo z nas jutro zabraknie. W końcu, straszliwie wycieńczeni, przytuliliśmy się do siebie. Ogarnął nas koszmarny sen, pełen majaczeń. Spaliśmy około 4 godzin, potem z powodu zimna zerwaliśmy się, chodziliśmy w kółko po celi i rozmawialiśmy o okropnym losie, jaki nas czeka.

W czwartek, 8 stycznia, o siódmej rano dyżurujący żandarm zapukał i gniewnie zapytał: Ihr Juden, hat ihr euch ausgeschlafen?20 – Odpowiedzieliśmy: Wir konnten nicht schlafen wegen der Kälte21. O pół do ósmej kucharz przyniósł ciepłą, ale gorzką kawę z suchym chlebem. Kawa została nalana do szerokiej miseczki. Część z nas piła, ale większość nie chciała skosztować śniadania, mówiąc, że i tak czeka nas śmierć. O ósmej usłyszeliśmy nadchodzących korytarzem esesmanów. Żandarm zameldował, że w nocy z Żydami nic się nie wydarzyło. Esesman kazał otworzyć drzwi piwniczne (były zamknięte na trzy zamki i rygle). Oficer zawołał: