RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Ostatnim etapem przesiedlenia jest ś...

strona 103 z 250

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 103


96 Ośrodek zagłady Chełmno nad Nerem (Kulmhof am Nehr) [1]

Alle Juden raus!22 – sam pozostając na korytarzu (przypuszczaliśmy, że oficerowie SS bali się z naszej strony jakiegoś rozpaczliwego kroku), przeliczył nas, gdy wychodziliśmy na zewnątrz. Na podwórzu rozkazał ustawić się dwójkami, drugi esesman znowu nas przeliczył, potem rozkazał nam wejść do ciężarówki. W ogóle do roboty i z powrotem wiozły nas 2 samochody: ciężarówka kryta plandeką i niski samochód osobowy ze szklanymi szybami po bokach (autokar), oczywiście oprócz samochodów esesmanów. Myśmy w samochodzie stali, za nami stało 6 żandarmów z karabinami maszynowymi gotowymi do strzału. W ciągu całego mojego pobytu w Chełmnie teren podwórza, gdzieśmy się znaleźli po wyjściu z piwnicy, był ściśle strzeżony przez żandarmerię polową z gotowymi do strzału karabinami maszynowymi. Podczas przejazdu do roboty jechało za nami auto z esesmanami.

Na miejscu wszystko odbyło się tak samo jak poprzedniego dnia. Po wyjściu z samochodu policzono nas, ustawiono rzędem i ponownie przeliczono. Potem wybrano spośród nas ośmiu (tych, którzy nie potrafili dość energicznie kopać). Ludzie ci, milcząc i z opuszczonymi głowami, wyszli z szeregu. Przed powrotem do wczorajszych stanowisk roboczych, każdy do swojego, wszyscy jak zwykle musieli się rozebrać, pozostaliśmy w butach, spodniach i koszuli (jeden, który miał na sobie dwie koszule, został okrutnie pobity). Rzeczy złożyliśmy w jednym miejscu. Po pół godzinie nadjechał drugi transport grabarzy, tych z sąsiedniej piwnicy. I oni również przeszli tę samą procedurę. Cały teren obstawiony był przez żandarmów z karabinami maszynowymi, las naszpikowany patrolami żandarmerii. Żandarmów wzywano do nieustannej czujności. Ósemka wydzielonych pracowała w dole, około 20 kroków od nas. Jeden z nich, dziewiętnastoletni Mechł Wilczyński z Izbicy, odezwał się do mnie: Żegnaj, obyście pozostali przy życiu. My umieramy, ale wy spróbujcie wydostać się z tego piekła. – Inni milczeli, dobiegły tylko ich westchnienia.

[5] Po dwóch godzinach przyjechało pierwsze auto z Cyganami. Stwierdzam stanowczo, że egzekucje dokonywane były w tym samym lesie. Samochód gazowy zwykle zatrzymywał się ok. 100 metrów przed zbiorowym grobem, ale dwukrotnie zatrzymał się w odległości ok. 20 metrów od grobu, raz właśnie tego czwartku, drugi raz w środę 14, był to transport z Żydami. Jak nam opowiadali „dołowi”, w kabinie szofera znajduje się specjalny aparat z przyciskami, połączony dwiema rurami z wnętrzem samochodu. Kierowca (było ich dwóch w dwóch samochodach gazowych, zawsze ci sami) naciskał przycisk i wysiadał z kabiny. Wkrótce potem dobiegały z wnętrza krzyki, rozpaczliwe szlochy i łomotanie w ściany. Trwało to około 15 minut, po czym kierowca wracał do kabiny, gdzie świecił elektryczną latarką przez szybę do środka, by sprawdzić, czy wszyscy są już martwi, i podjeżdżał samochodem na odległość ok. 6 m od grobu. Po dodatkowych pięciu minutach postoju „Bykowiec” (to ów komendant SS) rozkazał czterem „dołowym” otworzyć