RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Ostatnim etapem przesiedlenia jest ś...

strona 171 z 250

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 171


164 Ośrodek zagłady Treblinka II [13]

„Markieranci”.

Nie brak było wśród nas swojego rodzaju „markierantów”. Brali się oni najchętniej do noszenia właśnie zwłok dzieci, bo były lżejsze. Inni znowu przenosili poszczególne części ciała: głowy, nogi, ręce, wnętrzności. Ludzie byli słabi i wycieńczeni, i nie starczało im sił do noszenia potwornie wzdętych, bardzo ciężkich ciał ludzi, którzy udusili się w wagonach.

[68] „Lalka” idzie.

Nagle poczułem, jakby prąd elektryczny przebiegł przez plac. Najbardziej leniwi i markieranci rzucili się w pospiechu do roboty. Ludzie przekazywali sobie sygnał: „Lalka idzie! Lalka idzie!”.

Na placu ukazał się młody, niezwykle urodziwy esesman w stopniu oberscharführera. Jak się wkrótce dowiedziałem, było on podówczas najgorszym sadystą w Treblince. Komendandtem Treblinki był kapitan, ale faktycznie [69] fabryką śmierci dowodził ten właśnie oberscharführer o przezwisku „Lalka”157. Żydzi obdarzyli go tym przezwiskiem za jego ładną mordę. Ten morderca podczas każdego swego spaceru po obozie kładł zazwyczaj trupem kilku ludzi. Stawał sobie z boku i obserwował grupę pracujących. A jeśli ktoś pracował nie dość szybko lub jeśli mu się ktoś nie spodobał, to podchodził bliżej, katował go nahajką, którą zawsze miał ze sobą, następnie kazał delikwentowi rozebrać się do naga i zabijał go strzałem w tył głowy. [70] Niekiedy przebiegało to trochę inaczej, kazał wtedy strzelać Ukraińcowi. Również i tym razem morderca wykończył kilku Żydów i spokojnie przechadzał się dalej.

Pracowaliśmy bardzo ciężko. Przez cały prawie czas mojego pobytu w Treblince było upalnie. Potworny fetor rozkładających się ciał dosłownie ogłuszał i wywoływał mdłości. Oblewaliśmy się potem, a pragnienie dręczyło nas bezustannie. Nie sposób było dostać wody do syta. Niejednokrotnie zdarzało się, że wokół wiadra z wodą rozpętywała się taka szarpanina i ścisk, że wiadro się wywracało i nikt nic nie miał. [70a] Przychodził wtedy Ukrainiec, rozpędzał kolbą ludzi i sam dzielił wodę. Wody się nie piło, lecz sączyło, smakowało jak najcenniejszy napój. [71] Ani razu, przez całe trzy tygodnie mego pobytu w Treblince, nie napiłem się do woli. Łaknienie wody czuję po dziś dzień w moich wnętrznościach. Jeszcze teraz, kiedy biorę do rąk szklankę zimnej wody, ręce drżą, tak cenny wydaje mi się ten napój.

Ziemia, niebo i trupy.

Oprócz męki nieugaszonego pragnienia i ciężkiej pracy dręczyła nas groza tego miejsca. Nie sposób sobie wyobrazić tego, co widzieliśmy tam. [72] To było