RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Ostatnim etapem przesiedlenia jest ś...

strona 197 z 250

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 197


190 Ośrodek zagłady Treblinka II [13]

Przeszliśmy około kilometra od obozu i weszliśmy na polanę, gdzie się zatrzymaliśmy. Wkrótce zauważyłem, że między pracującymi tu Żydami i Ukraińcami, którzy ich pilnują, nawiązało się bliskie porozumienie. Czasy, kiedy robotnicy w lesie głodowali i każdego wieczora musiałem się troszczyć o coś do przegryzienia dla Żelechowera, były już zapomniane. Tu, w lesie jadło się doprawdy po hrabiowsku. Ukrainiec przechadza się między robotnikami i szepcze do nich, przelicza się pieniądze. Potem Ukrainiec wchodzi gdzieś głębiej do lasu i stamtąd też słychać jakieś ciche rozmowy. [182] Zdawało mi się, że widzę z daleka jakieś chłopskie małżeństwo krzątające się między drzewami, potem jeszcze jednego chłopa. Za jakiś czas przychodzi Ukrainiec z dwoma ciężkimi koszami w rękach. Sygnał: idzie Niemiec, chować się. Kosze znikają schowane pod kupą mchu. Robotnicy krzątają się i pracują. Niemiec odchodzi i już wyciąga się kosze, i ludzie biorą zamówione jedzenie.

Uczta w Treblince była jak uczta201 po pogrzebie. Aby wzmocnić siły i przede wszystkim ducha. Jeżeli do tego znajdzie się jeszcze szklanka wódki, to oczywiście bardzo dobrze. [183] Przeżyłem już takie uczty w Treblince. Kiedy mijają dwa, trzy poniekąd spokojne dni, ludzie zaczynają już odzyskiwać apetyt, i jak już wracamy do baraku, aby iść spać, zaczyna się między robotnikami ożywiony handel wymienny: „Masz tu kiełbasę i daj mi cukier, masz tu kakao, a mnie daj cukier, daj mi szynkę…”. Koniak, rum i dobre wina, sardynki, ryż i czekolada, soki owocowe i rodzynki – to, na co każdy zdobył albo zaoszczędził jeszcze sprzed wojny, co kto otrzymał w paczkach z zagranicy od krewnych i przyjaciół – to, co najlepsze, najsmaczniejsze, pakowano do plecaków i zabierano do Treblinki. Nawet w najbiedniejszych paczkach można było znaleźć chociaż jedną rzecz, odłożoną [184] na czarną godzinę, a kiedy ta czarna godzina nadeszła, człowiek musiał się rozebrać do naga i nie miał głowy do grzebania w paczce. Większość ludzi porzucała swoje paczki już w pierwszej minucie po [tym, jak] znaleźli się na terenie Treblinki. Cukru i herbaty było tu więcej niż w getcie warszawskim. Tu, w lesie nie odbywał się żaden handel wymienny, tylko normalny handel, chociaż podstawą tego handlu był majątek pozostawiony przez pomordowanych. Każdy z pracujących tu żydowskich robotników miał przy sobie dużo pieniędzy z tych, które walały się pod nogami w każdym kącie obozu. [185] Okoliczni chłopi dobrze o tym wiedzieli i rozumieli, że takiej ceny jak w Treblince za swoje produkty nigdzie nie dostaną. Dowiedzieli się o robotnikach z lasu i bardzo szybko spiknęli się i dogadali z Ukraińcami, którzy odgrywali tu rolę pośredników. I tak zaczęły każdego dnia wędrować do Treblinki kosze z białymi bułkami, pieczonymi kurczakami, ser i masło, śmietana itd. Robotnicy dawali Ukraińcowi pieniądze i ten przynosił im potem zamówione towary. Zysk dla Ukraińców także był w postaci produktów żywnościowych. Bardzo chętnie zakolegowali się z robotnikami i gawędzili z nimi. Ale ze strachu