RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Ostatnim etapem przesiedlenia jest ś...

strona 202 z 250

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 202


Ośrodek zagłady Treblinka II [13] 195

– Co się dzieje? Co się dzieje?205 – słyszało się przestraszone głosy biegających esesmanów. Wyciągnęli rewolwery i nie wiedzieli, gdzie mają strzelać, na kogo rzucić się jak dzikie zwierzęta, z której strony mają się bronić. To była doprawdy przyjemność patrzeć, jak się pogubili.

Berliner nie próbował ani uciekać, ani się schować. Z zimną krwią i spokojnie, z jakimś dziwnym uśmiechem na ustach, stał, postawił obiema rękami poły marynarki i zakrył klatkę piersiową.

– Proszę – powiedział – Nie boję się. Możecie mnie zabić206.

[205] Jego śmierć była straszna. Nie wiem, skąd wzięły się na placu apelowym łopaty, z którymi Ukraińcy i esesmani rzucili się na Berlinera, czyj to był rozkaz, żeby zabić go właśnie tymi narzędziami. Po kilku minutach leżał już na ziemi z twarzą potwornie zmasakrowaną, z jego ust płynęła czerwona strużka krwi. [206] Esesman, który został pchnięty nożem przez Berlinera, był być może najporządniejszym – jeżeli w ogóle można użyć tego słowa – z Niemców w Treblince –– scharführer Maks Biela.

Berliner, wydając ostatnie tchnienie, wypowiedział słowa: „sprawiedliwy pośród narodów zabity”207.

Za kilka dni Biela zmarł w wyniku ran zadanych mu przez Berlinera. Kiedy się to stało, mnie nie było już w Treblince.

[206a] Razem z Berlinerem zginęło pod łopatami jeszcze dwóch Żydów. Esesmani i Ukraińcy rozdzielali ciosy na lewo i prawo, i nie wiedzieli, co mają robić. Pędzili ludzi na druty, aż druty się kładły.

My, przeznaczeni do łaźni, chcieliśmy w pierwszej chwili wykorzystać zamieszanie i wmieszać się między pozostałych na placu. Ale oni bali się przyjąć nas między siebie. Najpierw, kiedy zamieszanie stawało się coraz większe, wszyscy się rozbiegli i powstało jedno wielkie skupisko gonionych ludzi, jak stado przestraszonego bydła w czasie pożaru. Kapitan krzyczy na esesmanów, dlaczego siedzieli u siebie, potem rzucił się bić i okładać pejczem po twarzy kapo – inż. Galewskiego. „Lalka” zaczął dusić [207] żydowskiego kapitana z Pragi – zastępcę kapo. Jednym słowem, zrobiło się swojsko. Jak już obaj Niemcy trochę się wyładowali, zdawało się, że postanowili tymczasem być „łagodniejsi” i kapitan wydał „Lalce” rozkaz rozstrzelania 10 ludzi. Ten, rozumie się, z przyjemnością wypełnił rozkaz i razem z jeszcze jednym wybrali, ustawili w szeregu, podrażnili się trochę z ofiarami na muszce, pozwolili im się pomiotać i rozstrzelali. Rozstrzeliwali dwójkami, jeden: pierwszego, trzeciego, piątego, a drugi: drugiego, czwartego, szóstego itd.

Stałem tam, a los tak się ze mną bawił, że zabrali jednego z mojej prawej strony, drugiego z lewej, a ja pozostałem. Tymczasem zrezygnowano z zaprowa-