RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Ostatnim etapem przesiedlenia jest ś...

strona 213 z 250

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 213


206 Ośrodek zagłady Treblinka II [13]

wraz ze swoim mężem i zaprowadzili nas do piwnicy na kartofle, która znajdowała się na podwórzu. Kazali się nam tam [29] wczołgać i siedzieć tak długo, aż oni po nas nie przyjdą. Gospodyni wkrótce przyniosła nam jedzenie, chleb z fasolą i garnek ciepłego gotowanego mleka. Kiedy zjadłem, wyjąłem 25 złotych i chciałem zapłacić za jedzenie. Chłopka powiedziała, że to za dużo, że ona nie chce zarabiać na nas, nieszczęśliwych ludziach. Ale ja nie chciałem nic wziąć z powrotem. Po jedzeniu pojawił się też gospodarz i poradził nam nie spieszyć się z podróżą do Warszawy, być ostrożnym i czekać, aż on da nam przewodnika. Tymczasem zrobiło się już ciemno na zewnątrz, [30] wyprowadził nas z piwnicy do stodoły, przyniósł nam ciepły koc do przykrycia się i położyliśmy się spać. Spaliśmy dłuższy czas zdrowym, głębokim snem. Nawet we śnie czuliśmy, że znajdujemy się w stodole dobrych ludzi.

Zaczęło się życie w stodole. Chłop nie pozwolił nam wyściubić nosa ze stodoły i musieliśmy czekać, aż przyjdą krewni naszego gospodarza, którzy będą jechać do Warszawy i zabiorą nas ze sobą. Ci krewni to byli szmuglerzy, którzy cały czas jeździli tam i z powrotem z towarem.

[31] Trzy razy dziennie dostarczano nam do stodoły jedzenie. Zupę kartoflaną, kluski na mleku i inne takie wiejskie jedzenie. Czasem strasznie się nam nudziło, ale większość czasu przespaliśmy. Wyspaliśmy się i wypoczęliśmy za wsze czasy.

Za kilka dni przyjechała chrześcijanka, która miała zaraz wracać do Warszawy i proszono ją, aby zabrała nas ze sobą w drogę powrotną do Warszawy. Obiecała tak zrobić, okazała nam wielkie współczucie. Kiedy opowiadaliśmy o Treblince, mocno wzdychała i płakała. Całe życie pracowała u Żydów i żydowska krzywda szczerze ją bolała. Niemniej z podróży z nią nic nie wyszło. Obiecała nam, że po nas przyjdzie, [32] zatrzymała się we wsi jeszcze kilka dni, ale my już jej więcej nie widzieliśmy. Nasz gospodarz pocieszał nas i obiecał, że jego szwagier z Warszawy ma przyjechać i on już z pewnością nas zabierze. I tak też było. W ciągu około 8 dni przyjechał ten szwagier, człowiek w średnim wieku, który zajmował się handlem i szmuglem. Uzgodniliśmy z nim cenę na 450 złotych, aby nas dwóch zabrał do Warszawy. Potwierdził wiadomości, że w Warszawie jest już po akcji, że można tam wracać.

Wieczorem, wpół do ósmej, odchodzi pociąg do Warszawy ze stacji Ostrówek. Pożegnaliśmy się wieczorem z gospodarzami, podziękowaliśmy im za ich [33] prawdziwie wielką ludzkość i dobroć i ruszyliśmy w drogę. Zapomniałem dodać, że nawet dzieci tego chłopa nie wiedziały, że jesteśmy w stodole, tak skrupulatnie ci starsi ludzie dotrzymali tajemnicy i nas chronili.

Zamieniłem mój worek zboża na chleb i wysztafirowałem się na szmuglera. Jak dojeżdżaliśmy do stacji, zatrzymał nas Niemiec i zrewidował. Opuściłem daszek czapki na oczy, swoją żydowską twarz schowałem w cieniu wczesnego jesiennego wieczoru i udawałem, że nie rozumiem ani słowa po niemiecku. Jąkałem tylko: „chlib, chlib” [34] i Niemiec mnie przepuścił.