Obóz przejściowy w Pomiechówku [7] 53
pić i sparzy[ło] się tak silnie, a[…]a otwarta rana przy ustach. Dziecko a[…]a tak przerażone a[…]a rozchorowało się jeszcze bardziej. Nie ma tu żadnych le[karzy] aa[…]aa pożywnego. Chore na żołądek dziecko musiałam karmić tylko aa[…]aa pewnego razu zaniosłam dziecko do ubikacji. Ćwiczący w strzelaniu szturmowiec strzelił i kula przeleciała przez ramię małego, który nie załatwiwszy się, uciekł. Od tego czasu dziecko przestało chodzić, czy ze strachu, czy z głodu, bo raz [20, fragment na s. 22] na trzy dni trochę kleju miałam i zaczął robić pod siebie. Oczywiście wywołało to sarkanie ze strony innych. aa[…]aa Szulc codziennie sprawdzał, czy możemy się utrzymać na nogach, [kto] nie mógł, szedł na „górkę” i został rozstrzelany lub żywcem za[kopany. Pewnego] razu czułam się tak osłabiona, że nie mogłam utrzymać się na nogach a[…]a wtedy Majloch zaprowadził mnie na górkę. Wobec tego, że kobiety [grzebano] na mężczyznach we wspólnym grobie, musiałam czekać na swoją [kolej]. Milczenie panowało, nikomu nie wolno było się odezwać. Niektórzy [mieli łzy] w oczach. Widziałam, jak niektórzy niebo spojrzeniem ogarniali [i padali] pod strzałem. Myśmy musieli iść na śmierć jak do tańca. Tymczasem [zwróci]łam się do Majlocha i zaczęłam go błagać, by się zlitował nad dzieckiem, które zostało bez opieki. Majloch, jak się potem przyznał, wiedział już, że matka była rozstrzelana, że już nie żyła, zwrócił się wtedy do szturmowca i oświadczył, że ja nie mam gorączki, że nie jestem chora, tylko słaba z głodu, żeby mnie skierować z powrotem do celi szesnastej. Kiedy się ściemniło, przy pomocy jednej kobiety uciekłam stamtąd do dziecka.
[21] W kilka dni potem przyjechała fura z Płońska, chciałam koniecznie dostać się do chleba. Nawet otrzymałam 2 kg. Radość moja była nie do opisania. Później zaczęto rozdawać miód dla dzieci. Doszłam do tego z Płońska, który rozdawał, i poprosiłam, a że był tłok, ktoś mnie przez nieostrożność pchnął na szturmowca, który mnie za to skatował i zabrał do przedsionka celi, by mnie zastrzelić. Dziecko zauważyło, że on przygotowuje karabin do strzału, złapało mnie za twarz i zaczęło płakać. Na to odezwał się szturmista – „Masz szczęście ty, że masz dziecko” – pobił mnie i nakazał iść do celi. Byłam tak zbita, że nie mogłam ani siedzieć, ani stać, ani leżeć. Tej samej nocy, to było już po 5 tygodniach pobytu w Pomiechówku, nie mogłam spać, bo taka byłam zbolała. Nad ranem zasnęłam. Śniło mi się, że matka leży na łóżku, a ojciec siedzi na stołeczku, jakby na pokucie, braciszek zaś koło ojca. Natomiast ja wpadam i rzucam się na matkę, a ta trzykrotnie mnie odepchnęła. Tego samego dnia dowiedziałam się od Majlocha, że matka nie żyje. Ojciec jest w Nowym Dworze z bratem, ale wiadomości od nich nie mam. W trzy dni później wywieźli nas pod granicę [22, fragment na s. 23] Gubernatorstwa z okrzykami: „Precz do Warszawy jeść obierki, bobełech i ferfełech153”. Kiedy z daleka zobaczyłam ogień, wtedy byłam pewna, że do ognia nas wpędzą, chwyciłam dziecko i wyskoczyłam w biegu i uciekłam w pole, ukrywając się w kartoflach. Nad ranem doszłam