RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Kolekcja Hersza Wassera

strona 280 z 409

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 280


Rozdział 7. Getto warszawskie – utwory literackie [36] 257


36.

9.01.1942, Warszawa-getto. Jehuda Feld. Opowiadanie pt. – טימעג סאָד יוו יוזאָ" "רעיעלשעג סאָד יוזאָ [„Jaki nastrój, taki strój”]. Losy młodej dziewczyny w getcie warszawskim

[1] Jehuda Feld321

„Jaki nastrój, taki strój”.

Już od jakiegoś czasu chodzi wkoło jakaś zmartwiona. Baśka Blu[m]sztajn od zawsze była dziwna. W domu wciąż na nią narzekano: „Z czego się znowu śmieje?”, „Dlaczego znowu siedzi z nosem w na kwintę?”. Ale od wybuchu wojny, czyli odkąd przestała chodzić do gimnazjum i uczyć się i odkąd musiała zabrać się za „handel”, najpierw „bajglami, trzy za złotówkę”, potem bułkami „złotówka za sztukę”, już rzadziej można było spotkać ją wesoło roześmianą, taką jak przed wojną. Jej ojciec, piekarz, pracował 2–3 dni, a ostatnio nawet nie więcej niż jeden dzień w tygodniu. Za pracę nie dostawał od majstra więcej niż dwa bochenki razowego chleba. „Nie mam pieniędzy” – odpowiadał ze złością na jego skargi majster

- Nie chcesz, to masz wybór. Mogę się bez ciebie obejść”. A ponieważ nie było już wtedy żadnego związku [zawodowego], a inne piekarnie nie chciały go przyjąć do pracy, w rzeczywistości jej ojciec nie miał żadnego wyboru i harował całe noce na te kilka bochenków, żeby następnego dnia dzieci miały co do ust włożyć. Baśka, która przed wojną sama płaciła sobie czesne za gimnazjum, z pieniędzy, które zarabiała udzielając lekcji, teraz również wzięła na siebie ciężar zarabiania na cały dom. Wybiegała z domu o świcie, zanim jeszcze zdołano otworzyć bramę przed piątą – brała od piekarza dwa małe koszyki z bajglami, a potem z bułkami, i wychodziła handlować nimi na ulicy.

Musiała uważać na policjantów w brunatnych okrągłych czapkach, którzy wściekle wkopywali nogami koszyki prosto do rynsztoków i często niszczyli tę odrobinę jej ubogiego towaru. Musiała rozpoznawać gusta przechodniów. Wiedzieć, czy ten kupi bajgla czy bułkę, czy będzie dobrym klientem, czy tylko obmaca, obsmaruje cały towar i odejdzie nic nie kupując. Musiała też przymilać się przechodniom i uśmiechać się do nich, kiedy była całkiem przemarznięta, albo serce tłukło się w niej w strasznym pragnieniu ugryzienia choć jednego kęsa z białej pszennej bułeczki albo chrupnięcia zdrowymi ząbkami świeżego bajgla, aż w środku poczuje się tak ciepło, tak błogo i przyjemnie…

Baśka Blu[m]sztajn była jednak dziewczyną z charakterem. Nigdy [2] sobie na to nie pozwalała. Jedynie z rzadka, kiedy przed pójściem do domu nie miała już nadziei na spotkanie klienta, a bajgle tak się prosiły, jakby nie chciały zostać same