264 Rozdział 7. Getto warszawskie – utwory literackie [36]
Na wszystkie jej pytania odburkiwał jej pod nosem, że już ma dom, że nie potrzebuje nikogo i sam sobie może poradzić…
[10] Bardzo zadziwiły ją jego dorosłe odpowiedzi, a jeszcze bardziej to, że stał się taki pewny siebie, taki dumny i dorosły, jak gdyby był ważną osobistością, którą należy rozpoznać…
Kilka dni później oboje, ona i Szlamek, po tym jak obeszli wszystkie instytucje opiekuńcze, wystarali się o miejsce dla dzieci w internacie przy Dzielnej324. Umieścili je tam i wyprosili od wychowawczyni pozwolenie na to, aby mogli od czasu do czasu je odwiedzać.
Bardzo ciężko przyszło im i wychowawczyni przekonać starszego chłopca, aby dobrowolnie został w sierocińcu. W żaden sposób nie chciał pozwolić Szlamkowi prowadzić się i kiedy ten wziął go za rękę, bardzo się opierał, kopał nogami i walił rękami na wszystkie strony.
Potem nawet zgodził się, że dzieci powinny tu zostać, ale on sam wyrywał się do drzwi, jak aresztant walił głową i szarpał całym ciałem, aby tylko się stamtąd wydostać.
Długie tygodnie trwało, aż Mojszele przyzwyczaił się do myśli, że będzie musiał zostać tu na zawsze. Udało się to z wielką trudnością nauczycielce, która zagnała go w kozi róg tłumacząc mu, że powinien być tatą dla swoich dzieci. A jeżeli tak, to jak może zostawić je same? Może zrobi im tu ktoś krzywdę… To podziałało. I może jeszcze to, że wychowawczyni dała mu możliwość nadzorowania również pozostałych dzieci.
Bycie przez kilka miesięcy żebrakiem na ulicy tak go zmieniło, że w porównaniu z innymi dziećmi w tym samym wieku przebywającymi w internacie, był od nich o kilka lat dojrzalszy umysłowo…
Ale nie tylko o tych codziennych sprawach rozmawiali oboje w długie wieczory, kiedy spotykali się na osobności w swoim zakątku. Oboje byli samotni, chociaż mieli domy. On zarabiał na swoje trzy małoletnie siostrzyczki, z których najstarsza miała 11 lat i na swoją starszą matkę i babcię oraz na szwagierkę z trójką dzieci, których ojciec odszedł 7 września 1939 r., tam, dokąd tęsknił również Szlamek… W maleńkiej izbie kuchennej, do której „przeprowadzili się” z ich pięknego mieszkania, dwóch pokoi z kuchnią na Grochowie, było im bardzo ciasno. Gospodarz mieszkania, szewc, który ciężko harował na skromny kawałek chleba, również miał dom pełen dzieci i dorosłych. Ciasnota i duchota – tylko to jedno mogło znać dwoje młodych ludzi, gdyby chcieli spędzać wolny czas w domu…
[11] W jej domu, którego okna wychodziły na ulicę Gęsią, dokładnie naprzeciw byłego więzienia wojskowego325, również było ciasno i ponuro. Jej stara ciotka, siostra matki, była chora na gruźlicę i cały dzień jedynie kaszlała i charczała. Obie