Rozdział 7. Getto warszawskie – utwory literackie [36] 275
Powietrze jest dusząco gorące, ciężko złapać oddech. Wokół panuje cisza jak na cmentarzu. Tylko bardzo cicho dochodzi do uszu szeleszczące szeptanie gałęzi. To jest modlitwa drzew, które żegnają się [24] z dniem, aby iść spać.
I nagle jedna, wysoka, trochę zgarbiona sosna, mówi swoimi cichymi, urywanymi słowami:
- Moja siostrzyczko! – przyszła mi na myśl stara historia z lat dziecinnych – wysłuchaj mojej opowieści o młodym drzewku. Pewnego razu, podczas burzy, wiatr przyniósł ze sobą kilka ziarenek, które dostały się do lasu. Małe ziarenko usadowiło się spokojnie, zagłębiło mocno w ziemi i z nadzieją czekało na chwilę, kiedy kiełek wyskoczy z niego na światło słońca. W końcu jego marzenie spełniło się. Był piękny, słoneczny dzień kiedy kiełki drzewka wypełzły z ziemi, zwilżone miękką rosą. Zaintrygowane duże, dorosłe drzewa ocknęły się z krzykiem:
- Spójrzcie tylko! Spójrzcie na te listki! To wyrosła nasza siostrzyczka! Drzewko rosło z dnia na dzień i wyrosła z niego wspaniała piękna sosna. I chociaż była dużo młodsza od swoich sąsiadek, mogła z nimi porównywać swoją smukłą postać… Było jej tu dobrze, w lesie. Każdego ranka słyszała szmer wiatru i tajemnicze szepty ptaszków, ich śpiewy w gniazdach, które zbudowały sobie na jej gałęziach. Wieczorami, przed snem, razem z wszystkimi pozostałymi drzewami śpiewała swoje pieśni, nocne modlitwy. Najszczęśliwsza jednak czuła się, gdy słońce pieściło ją swoimi promieniami, gładziło nimi jej młode ciało. Wtedy wszystkie jej sąsiadki patrzyły na nią z taką zazdrością, podziwiając jej zdrowie, jej wspaniałą młodość…
Aż nastąpiło nieszczęście. Jednego wieczorem do lasu przyszła grupa młodych chłopców. Położyli się pod wielkim, rozgałęzionym drzewem, śmiali się, rozmawiali, śpiewali i bawili się wesoło, radośnie i żwawo. Nagle jeden z chłopców wstał i spojrzał na młodą sosenkę. Zdaje się, że spodobała mu się, bo zaraz zwrócił się do swoich kolegów z cichą tajemnicą. Młode drzewko, przyzwyczajone do szeptów, usłyszało takie słowa:
- Słuchajcie no! Ta sosenka jest taka ładna, że warto by było ją [25] ściąć i zabrać do domu na święto.
Koledzy zgodzili się z tym i zaraz zabrali się do roboty.
I, o Boże, ostry topór wbił się w młode ciałko sosenki, i padło pokonane, bez znaku życia, na ziemię…
Jedynie soczysta żywica kapała ze wszystkich jej obciętych członków, jak krew z ran człowieka… Oni jednak, chłopcy, nawet tego nie zauważyli… Śmiali się, skakali, tańczyli wokół zdobyczy i rozeszli się do swoich wesołych, jasnych domów… Chłopiec, który ten plan zaproponował złapał drzewko na plecy i zaniósł do siebie do domu. Po nacieszeniu się nim przez kilka tygodni, już nieco zwiędniętą sosenkę spalono. I tak biedne drzewko zakończyło swój młody żywot…
Stara sosna zamilkła. Tymczasem nadeszła noc i przykryła las swoimi ponurymi, ciemnymi skrzydłami. Cały czas dawał się słyszeć wokoło dziwny, napa-