Rozdział 7. Getto warszawskie – utwory literackie [36] 277 z chlebem.
Z powodu uderzenia w głowę straciła przytomność. [27] Upuszczony worek pękł i wysypały się z niego świeże, okrągłe bochenki, które poturlały się kawałek i w przeciągu minuty zostały złapane przez biednych przechodniów.
Czy wpłynęło na nią silne uderzenie, czy też chłód tak ją teraz przejął, że zaraz ją to rozchmurzyło. Jak tylko otworzyła oczy rozejrzała się z wykrzywioną twarzą na wszystkie strony. Nie była jeszcze w pełni świadoma. Śniła albo fantazjowała, tak jak zwykle. Teraz wydawało się jej, że Szlamek ją przewrócił i chce tu, na zimnie, przed wszystkimi, całować ją i obejmować. Nie, co za okropność, nie w żaden sposób nie! Jej małe ręce po raz pierwszy w złości, w gniewie rzuciły się na to martwe ciało, które wydawało się jej Szlamkiem, i ze straszliwą wściekłością waliła nimi na wszystkie strony.
– Wstawaj, mówię ci! – wycharczała, zduszonym głosem – Wstawaj, mówię ci! Nie chcę cię więcej znać! Idź! Jesteś taki jak ci chuligani! „Podłe szkodniki”! Podły chłopak! Wstawaj! Puść mnie! Dlaczego mnie trzymasz?
I nagle swoim rozgrzanym policzkiem dotknęła nagiej piersi trupa. W jednym podskoku stanęła na nogi. Stała przestraszona, roztrzęsiona, gapiła się nieruchomo w ciemną noc. Rzucała oczami na wszystkie strony, próbowała nogą odepchnąć nagie, pokryte śniegiem zwłoki leżące na ziemi i czuła, bardziej zmysłami niż w rzeczywistości, na kim przed chwilą leżała i na kogo krzyczała.
Uciekła. Nikt jej nie gonił, ale czuła w środku jak ostre obręcze uciskały jej skronie. Coś rwało ją w głowie. Jedynie stopy leciały szybko, prędko, bez oddechu, aż wpadła do sklepu piekarza na rogu ulicy, w którym codziennie bierze pieczywo, i dopiero tam ciężko odetchnęła…
Nagle, zanim jeszcze zdążyła pozbierać myśli, podleciała do niej Żydówka, z takim samym koszykiem bułek, jaki ona ma w domu, i zaczęła na nią krzyczeć. Baśka nie rozumiała ani słowa z tego, czego chciała od niej ta kobieta, choć kojarzyła coś w pamięci, jakiś konflikt między nimi, który miał ponoć kiedyś miejsce, tylko teraz nic z tego nie pamięta.
[28] Kobieta miała do niej pretensje, o to że przyniosła bułki do jej „gospody”, gdzie wcześniej utargowała za pieczywo. A teraz, kiedy ją złapała, chciała Baśce siłą wyrwać pieniądze z ręki, jako rekompensatę za wielką niesprawiedliwość, którą miała jej wyrządzić.
Zaraz jednak wtrącił się młody człowiek, który był tam również po pieczywo na handel i zaczął kłócić się z kobietą, że to nie może być prawda, żeby Baśka zrobiła komuś coś takiego. Zamieszanie trwało długo. Nikt nie wiedział, czy Baśka przysłuchuje się tak wszystkim w swojej zesztywniałej pozie i milczy, bo chce poczekać ze swoją odpowiedzią. Tylko młody człowiek, który chciał pokazać, kim jest Baśka, zaraz zaczął głośno przemawiać i opowiedział historię, jak to Baśka była oddana swojej rodzinie, na którą spadło wielkie nieszczęście.
Było to niedawno temu, kilka miesięcy. Jej szwagier, który mieszkał na Nalewkach, zachorował na tyfus, i w nocy, kiedy miał wielką gorączkę, odkręcił kurek