RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Kolekcja Hersza Wassera

strona 301 z 409

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 301


278 Rozdział 7. Getto warszawskie – utwory literackie [36]

z gazem i udusił się. Baśka zajęła się jego żoną i dwojgiem opuszczonych dzieci. Znalazła jakąś pracę w kuchni, jako sprzątaczka, a dziećmi zaopiekowano się w sierocińcu.

Ale to nie wszystko, co zrobiła. Z bratem tego młodego człowieka również stało się nieszczęście. Jego żona szmuglowała, przemycała z jednej strony muru na drugą różne produkty, i w ten sposób zarabiała na chleb. Nagle zachorowała na tyfus, a kiedy wyzdrowiała nie mogła już handlować z powodu zapalenia płuc i słabości serca, które jej pozostały po chorobie.

Tymczasem jej mąż zaczął wykonywać jej pracę – szmugiel – i zaraz potem, przy pierwszym przechodzeniu na druga stronę, złapali go, posadzili i skazali na śmierć.

Właśnie Baśka była osobą, która nie pozwoliła kobiecie i jej trójce dzieci umrzeć z głodu i każdego dnia zaopatrywała tych biednych skazańców w paczki żywnościowe.

Kobiety w sklepie, a nawet właściciel piekarz, spojrzeli teraz na Baśkę. Kiedy odwracali się w jej stronę, w ich oczach lśnił otwarty płomień pełen litości, do siebie, do wszystkich na całym świecie. Teraz jednak, kiedy zauważyli jak stoi cała wstrząśnięta i zmrożona, i jak [29] patrzy szeroko otwartymi, czarnymi ognikami na wszystkich wokoło, rozgorączkowana płonie i lśni, tak jak gdyby płonęła wewnętrznie, zakłopotali się.

Młody człowiek podbiegł do niej pierwszy.

– Co jest Basiu? Niedobrze ci? Dajcie trochę wody, szybko, biegnijcie, ona mdleje…

Nie zemdlała. Trzymała tylko mocno zaciśnięte usta i nie pozwalała sobie wlać do nich odrobiny wody, którą chciano w nią wmusić. Pozwoliła tylko młodemu człowiekowi lekko wziąć się za ramię i zaprowadzić do domu. Mieszkała niedaleko stamtąd, jedynie kilkadziesiąt domów.

I oto byli już blisko jej domu, kiedy ulica się zapełniła. Ludzie, latarnie, drzewa, cienie, wszystko wymieszało się w jedna masę. Nadjechał samochód. Kilku „podłych szkodników” rozstawiło się na całej szerokości. Brama więzienia naprzeciwko otworzyła się, a potem zamknęła zaraz po zniknięciu samochodu.

Trwało to kilka minut, może dłużej, bo Baśka jeszcze zatrzymała się na ulicy. Młodzieniec nie wiedział, czy straciła siły, czy nagle skamieniały jej nogi. Stała dłuższą chwilę zesztywniała i nie dała się ruszyć z miejsca. Za kilka minut dał się słyszeć strzał. Był to odgłos, jak gdyby spadło z góry kilka pustych beczek.

Już po chwili Baśka biegła ulicą… Moment później zapukała do drzwi domu, w którym mieszkała. Jeszcze nie zdążono jej całkiem otworzyć drzwi, a stała już przy oknie i patrzyła na zewnątrz…

Drugi i trzeci strzał słyszała już przez okno. Biegła tak szybko, przeskakiwała po schodach na czwarte piętro, aby tu w mieszkaniu ustawić się przed oknem i zobaczyć to, co odbywało się tak blisko jej domu.