Rozdział 8. Relacje spoza Warszawy [43] 307
Tego samego dnia został zdemolowany lokal gminy. Zabrano wszystkich ludzi, którzy się tam znajdowali. Miało to znaczyć, że złapanych zabrano do pracy i rozpowszechniano wieści, że pracują oni przy szosie. Nazajutrz jednak, kiedy krewni złapanych ruszyli na poszukiwanie swoich bliskich, na ósmym kilometrze szosy wileńskiej znaleźli świeże groby oraz porozrzucane w bezładzie kurtki z żółtymi łatami, pojedyncze buty i inne części garderoby. Jednak, mimo tych podejrzanych pozostałości i tego, że znikł po aresztowanych jakikolwiek ślad, nikt nie chciał i nie mógł uwierzyć, że aresztowani naprawdę zostali zamordowani. Wierzono, że pracują na szosach.
Po tym fatalnym dniu życie miasta uspokoiło się na tyle, że Żydzi – fachowcy i spece – zaczęli na nowo pracować w garbarniach, tartakach, szpitalach i w magistracie, jak również we wszystkich zakładach, które [3] wcześniej były znacjonalizowane, a teraz stały się komunalne.
Wtedy też powstał tzw. Beutenlager420, gdzie sortowano i remontowano amunicję zdobytą na bolszewikach. Było tam zatrudnionych jakieś 300–400 Żydów. Zatrudnieni Żydzi otrzymywali za dzień pracy pół kilo chleba.
Do końca sierpnia trwała władza wojskowej komendantury, która kontaktowała się oficjalnie z Żydami poprzez Judenrat, który dostarczał władzy rzeczy i ludzi do pracy w koszarach, przy szosach itd. Urząd pracy przy Judenracie dostarczał dziennie od 800 do 1000 osób, tak że każdemu Żydowi, który nie był stale zatrudniony na placówce, wypadało co trzy–cztery dni odpracować dzień za pół kg chleba.
W pierwszych wrześniowych dniach władzę w miasteczku przejęła cywilna administracja generalnego komisarza. Na czele żydowskiego oddziału stanął pewien Hick, młody, 20-letni, mężczyzna421. Od tego czasu zaczęły się ciągłe prześladowania Żydów, każdego dnia nowe krzywdy. Żydom, na przykład, zabroniono chodzić po trotuarach, a [wolno im było poruszać się] tylko środkiem ulicy, zmniejszona została liczba ulic, na których pozwolono im mieszkać. Pierwszego dnia Rosz ha-Szana wyszło zarządzenie, że Żydom nie wolno mieć żadnych [4] zapasów żywności poza kartoflami i po 4 kg chleba na głowę. W ciągu trzech dni, pod groźbą kary śmierci, musiano posiadane zapasy przekazać władzy. Nikt tego jednak nie robił, ale raczej oddawał chrześcijanom. A zapasy były duże, ponieważ kto tylko coś miał, jakieś wartościowe rzeczy i odzież, zamieniał to u chłopów na zapasy żywności na zimę.
Hick, w dzień po terminie, biorąc udział ze swoimi żandarmami w rewizjach, poważnie zaangażował się w poszukiwania zapasów, rewidując żydowskie mieszkania. Pewnego krawca nawet osobiście zastrzelił, ponieważ znalazł u niego większą sumę rubli, a nie [znalazł] produktów.
Wkrótce też wyszedł rozkaz, że Żydzi muszą przekazać wszystkie ozdoby i biżuterię. Na gminę też została nałożona kontrybucja w wysokości 2 milionów