Rozdział 9. Obozy pracy [45] 331
że praca nie jest jeszcze skończona. Rozzłościł się na naszego strażnika, dlaczego zaniedbujemy pracę. Strażnik zaczął nas poganiać i zabraliśmy się z impetem do roboty. Praca była bardzo ciężka, bo szyny były ciężkim ładunkiem. Dobrze było, że przynajmniej nas nie poganiali. Starszy technik [23] ustawił się patrzeć jak pracujemy. Wyjął rózgę i zaczął nas bić. Z powodu tego, że tak patrzył na nas i nas bił, robota zupełnie nie szła. Nie udało nam się podnieść szyny. Już zaczęliśmy ją podnosić i wypadła nam z rąk. Zauważył, że bicie do niczego nie prowadzi, napisał notatkę do firmy, aby przysłała wóz z dwoma końmi, który będzie przewoził szyny, a my będziemy je jedynie ładować. Przyjechały dwa wozy. Podzieliliśmy się. Sześciu ludzi stało przy załadowywaniu i sześciu przy rozładowywaniu.
W czasie, gdy pracowaliśmy, nadszedł dr Cieszyński, który zajmował się naszą aprowizacją. Podszedł do grupy 30 osób, wybrał z niej sześciu młodych ludzi i poszedł po chleb. Przynieśli dla każdego po 30 deko chleba z marmoladą i kawę. Zarządzono przerwę obiadową: pół godziny. Nasz strażnik również jadł obiad i oddał mi swoje resztki, bo zauważył, że chciałem odkupić od chłopki garnek jedzenia. Jego żona również sprzedawała jajka po 80 groszy za sztukę. Robotnicy chcieli zbić cenę, ale nie zgodził się na to. Pieczone kartofle sprzedawał po 50 groszy za sztukę. Kupiliśmy, zjedliśmy i zabraliśmy się do dalszej pracy, do ładowania szyn.
Przy jednej szynie, której żadnym sposobem nie mogliśmy podnieść, technik zaczął nas niemiłosiernie bić. Pośpiesznie szarpnęliśmy za nią, a ona znowu spadła, na nogę jednego z towarzyszy. Upadł nieprzytomny. Zaczęliśmy go ratować. Z całych sił podnieśliśmy szynę i wyciągnęliśmy nogę, która w miejscu kolana była całkiem zgnieciona. Zawołano sanitariusza, ale również on nie mógł ocucić zemdlonego. Zawołaliśmy lekarza. Dr Polak przyjechał na rowerze. Zrobił mu zastrzyk. Położyliśmy rannego na noszach i zanieśliśmy do baraku. [24] O szóstej po południu przerwaliśmy pracę. Starszy technik odliczył swoich 42 ludzi, z których powinno się zrobić 41, ponieważ jeden został ranny. Odliczonych było tylko 37. Brakowało czterech ludzi, którzy jak się okazało uciekli. Doszliśmy do punktu, gdzie spotykały się wszystkie grupy robotników i odmaszerowaliśmy. Ze śpiewem nadeszła grupa »darniarzy« Rogowskiego”.
(Opowiadanie niestety nie zostało dokończone. Opowiadający przerwał w połowie swoje wspomnienia i do tej pory, już prawie 3 tygodnie, nie udało mi się z nim skontaktować).
26 III [19]42
[tłum. z j. żyd. Magdalena Siek]
HWC 53.3
Opis: rkps, atrament, j. żyd., 142x220 mm, k. 24, s. 24.