RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Wrzesień 1939. Listy kaliskie. Listy...

strona 108 z 424

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 108


98 Kampania wrześniowa poza Warszawą [16]

ulicę wytyczoną przez Niemców jako przejście. Był tak wielki hałas, że gdy mówiłem, musiałem moim dzieciom krzyczeć w ucho, by mnie mogły zrozumieć. Trzymaliśmy się wszyscy za ręce, żeby nas nie rozdzielono. Ale te straszliwe obrazy Niemców nie przerażały. Udawała im sztuka wyłuskiwania z tej masy ludzkiej tych, których chcieli przeszukać, głównie ich plecaki, by zabrać im to, co chcieli.

W końcu znaleźliśmy się wśród szczęśliwców, którzy już byli w getcie (Bałuty). Teraz stanęliśmy przed nowym problemem: nie mieliśmy gdzie się podziać. Znajomy fabrykant, który już miał mieszkanie, był tak miły, że przenocował mnie z rodziną. Wcześnie rano wyszedłem na spotkanie z nową ojczyzną i rozpocząłem poszukiwanie, od domu do domu. Miałem wielkie szczęście. Znalazłem mieszkanie. Pokój z kuchnią. Zapłaciłem Polakowi, który tam mieszkał 200 [marek?], pod warunkiem że wyprowadzi się za dwie godziny. I tak było. On miał już inne mieszkanie, otrzymał umówione pieniądze i się wyprowadził. Byliśmy najszczęśliwsi ze szczęśliwych. Mieć własne mieszkanie w maleńkim domku z ogródkiem! Wszyscy znajomi zazdrościli nam tego nowego mieszkania. Zaczęliśmy się urządzać. W tym mieszkaniu znowu nie mieliśmy naszych rzeczy, meble świeżo kupione w Łodzi za parę groszy zostały stracone. Znowu trzeba było pomyśleć, zakupić nowe łóżka, trochę kuchennych urządzeń i inne rzeczy potrzebne do gospodarstwa. Był marzec, trzymał się jeszcze bardzo silny mróz. Węgla i kartofli było bardzo mało i były drogie. Ale dzięki Bogu wszystko zdobyłem. W domu było ciepło i mieliśmy co włożyć do garnka. Teraz myślałem sobie: pokonałem już wszystkie trudności i w tym nowym, już trzecim w tym krótkim czasie mieszkaniu, postaramy się przetrzymać wojnę.

Ale, niestety, bardzo się pomyliłem i nasza radość trwała bardzo krótko. „Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi” – mówi przysłowie i tak też było. Już 6 dni mieszkałem z rodziną w getcie. Mieszkanko świeciło czystością. Jednym słowem, byliśmy bardzo zadowoleni i przyzwyczajaliśmy się do naszej nowej sytuacji. Ale nagle, jak grom z jasnego nieba, pojawiła się wiadomość, że getto zostanie ogrodzone i że z całego getta zrobią obóz koncentracyjny. Nazajutrz zaczęto kopać doły, stawiać grube belki, przez które przeciągano drut kolczasty. Wywarło to na mnie takie straszne wrażenie, stałem się taki nerwowy, że wydawało mi się, iż tracę rozum. Bo jednocześnie wyszło zarządzenie, że każdy, kto wyjdzie z getta, będzie ukarany śmiercią227. Takie nieszczęście! Ostatnie pieniądze wpakowałem w nowe mieszkanie, a teraz znów trzeba myśleć, jak stąd uciec i wszystko znowu, już trzeci raz, zostawić w diabły. To już było nie do wytrzymania dla moich osłabionych nerwów. Przez trzy dni chodziłem jak wariat. Nie miałem ochoty zostawać z rodziną w zamkniętym getcie. Natomiast wyjazd był związany z dużym niebezpieczeństwem. Obiecałem sobie szukać okazji do wydostania się z tego piekła. Pod koniec marca, nie pytając nikogo z rodziny, zamówiłem wóz, który przypadkowo przyjechał do getta. O czwartej rano wyjechaliśmy „po cichu”, żeby sąsiedzi nie