RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Wrzesień 1939. Listy kaliskie. Listy...

strona 136 z 424

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 136


126 Kampania wrześniowa poza Warszawą [23]

czy jestem pewny, że mój brat znajduje się w tej zbiorowej mogile. Naturalnie [7] z pełnym przekonaniem odpowiedziałem, że tak. W rzeczywistości miałem wątpliwości, ale nie miałem innego wyboru. Postanowiłem przeszukać grób, licząc się nawet z ewentualną porażką. Poszedłem na cmentarz, na grób poległych. Na grobie krzyż z kilkoma chrześcijańskimi obrazkami i kwiaty z napisem „Trzej nieznani żołnierze polegli 22 września 1939 r.”. Kiedy wracałem z cmentarza, zawołał mnie proboszcz i zapytał, kiedy będę przeprowadzał ekshumację. Odpowiedziałem, że następnego dnia przyjadę z wozem. Na pytanie, czy mam pozwolenie władz, naturalnie odpowiedziałem, że tak, że mam ustne pozwolenie wydane przez magistrat w Błoniu przez władzę niemiecką. Zapewnił mnie wtedy, że postara się o wszelkie ułatwienia i że jest zadowolony z porozumienia. Podziękowałem mu i wyraziłem moje głębokie uznanie dla jego naprawdę ludzkiego zachowania, aż łzy stanęły mi w oczach. Pożegnałem się z rodziną pana Calela i na piechotę poszedłem do B. Drogę pokonałem bardzo szybko, w przeciągu dwóch i pół godziny.

Po przyjściu do B. zaraz porozumiałem się z gminą żydowską co do pomocy w dokonaniu ekshumacji. Zdecydowałem się na sprowadzenie ciała brata do B., ponieważ z powodu zaostrzonej sytuacji przewiezienie go do Warszawy nie było możliwe. W sąsiedniej wsi znalazłem chłopa, który za porządną cenę zgodził się oddać swój wóz i konia do mojej dyspozycji, bym mógł wykonać to ciężkie zadanie. Gmina dała mi dwóch odpowiednich ludzi, którzy mieli już doświadczenie w tej dziedzinie. Dla jednego z nich kupiłem gumowe rękawiczki, w których miał pracować przy bezpośrednim zetknięciu ze zwłokami, i wszystkie potrzebne środki dezynfekujące. Moi towarzysze przygotowali sobie również specjalne druty do wyciągnięcia zwłok. W B. nie dostałem żadnych desek na trumnę i nie mając wyboru, musiałem zdać się na przypadek, że we wsi K. uda mi się kupić deski [8] i na miejscu zbić trumnę. Następnego dnia, w czwartek, wszyscy czterej (dwaj towarzysze, chłop i ja) wyruszyliśmy z całym bagażem do K. Dwadzieścia kilka kilometrów przeszliśmy, ponieważ koń ledwo wlókł swój ciężar. Jechaliśmy bocznymi drogami, aby nie napotkać żadnych trudności. Po przyjściu na miejsce porozumiałem się z proboszczem i wójtem, który jednocześnie był miejscowym komendantem policji. Odłożyli moją sprawę na godzinę, ponieważ akurat grzebano przestępców zabitych przez policję. Godzinę tę wykorzystałem na szukanie desek i u starego szewca w szopie pociąłem je i zrobiłem odpowiednią trumnę. Przy tej okazji szewc opowiedział mi, że w sąsiedniej wsi Wiejca312(po żydowsku Wica313), przez którą przejeżdżaliśmy, leży 5 żydowskich ofiar, i je też powinniśmy wziąć do B. Zgodziłem się i stanęło na tym, że mieliśmy szybko załatwić sprawę w K. i pojechać do W., aby jeszcze przed 9 wieczorem powrócić do B. Po tej godzinie już nikomu nie wolno było pojawić się na ulicy.