RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Wrzesień 1939. Listy kaliskie. Listy...

strona 164 z 424

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 164


154 Obozy jenieckie [30]

cywilne426. Okazało się jednak, iż nie jest to taką łatwą rzeczą: nadchodziło już południe, a ja ciągle jeszcze tkwiłem w mundurze, więc gdy ostatnie nadzieje zawiodły, zrezygnowałem, wróciłem do mej bazy wypadowej i z uczuciem gracza, który wydał swe ostatnie atuty, ułożyłem się wygodnie i zasnąłem.

Obudzili mnie dwaj motocykliści niemieccy i włączyli do prowadzonej przez siebie grupki 4 żołnierzy polskich. Od tej chwili byłem już jeńcem. To moje pierwsze zetknięcie z Niemcami nie uzasadniało w niczym słuszności sądu, jaki sobie o nich wyrobiłem: traktowali nas dobrze, jechali nawet powoli, byśmy się zbytnio nie męczyli, gawędzili z nami przyjaźnie, narzekając przy tym na upartość Polski („Wystarczyłoby oddać Gdańsk i ten skrawek Pomorza, a uniknęlibyśmy wojny”) itp. [2] Odstawiono nas do miasta na Rynek i zamknięto w jakiejś ruderze. Były

tu dwie ciasne izby – w jednej z nich leżał nieopatrzony żołnierz polski, na którym roiło się wprost od much. Wygląd tego człowieka i jego jęki wywarły na mnie takie przygnębiające wrażenie, że byłem zadowolony, gdy po paru godzinach zabrano nas stąd – do więzienia.

W więzieniu obchodzono się z nami ostro i bezwzględnie: do cel czteroi pięcioosobowych pakowano po kilkunastu ludzi, nie dbano o żaden porządek w dostarczaniu żywności – i nawet wody nie mieliśmy pod dostatkiem, gdyż studnie wyschły.

Po trzech dniach zebrano wszystkich pensjonariuszy więzienia – około 1200 osób

– na dziedzińcu, ustawiono w szeregu i zakomenderowano: „Żydzi wystąp”. Był to pierwszy wypadek wprowadzenia podziału na Żydów i nie-Żydów, nic więc dziwnego, że wielu bało się przyznać i wystąpiło tylko 30 osób (ja między nimi). Nie stało nam się jednak nic złego – pozostaliśmy tylko nadal w więzieniu, podczas gdy resztę gdzieś odtransportowano. Pozostawiono nas mianowicie, byśmy posprzątali cele i okropnie zabrudzone klozety. Gdy zwróciłem uwagę rozkazującemu nam oficerowi, że mam do dyspozycji jedynie szufelkę, niewiele większą od łyżki, ten przystąpił do mnie, wyciągnął rewolwer i krzyknął: „Jeśli tego („to” było moczem) nie sprzątniesz rękoma, zastrzelę cię!”. Nie było żadnej rady: szczęśliwie uniknąłem uderzenia, którym mnie chciał uraczyć, i zabrałem się do pracy. Takie roboty wykonywaliśmy w ciągu 5 czy 6 dni. W międzyczasie przez więzienie przechodziły transporty więźniów [i] jeńców i mogłem zaobserwować, że Niemcy nie traktują już wszystkich jednakowo: volksdeutsche i Ukraińcy dostali najlepsze, to znaczy najobszerniejsze cele. Polacy nieco gorsze, a Żydzi musieli się gnieździć przeważnie na korytarzach. Na jakieś szykany ze strony naszych [3] „współjeńców” nie mogliśmy narzekać, byli bowiem zbyt oszołomieni, zbyt ogłuszeni swą klęską, by zorientowali się, że jest ktoś, kogo można bezkarnie maltretować, zaskarbiając sobie tym łaski nowych panów, a jednocześnie wskazując im odgromnik, po którym może spłynąć większość potencjału ich brutalności i zwierzęcości.