RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Wrzesień 1939. Listy kaliskie. Listy...

strona 172 z 424

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 172


162 Obozy jenieckie [30]

przełożonych, nawet kosztem kolegów. O ile jednak rozdrażnienie i ciągła gotowość do kłótni i zaczepek dadzą się jeszcze uzasadnić faktem, że byliśmy ustawicznie głodni – aż do ostatnich granic wytrzymałości nieledwie (ten tylko mógł się jako tako nasycić, kto chodził na „żebry”), o tyle to ustawiczne intrygowanie i podlizywanie można wytłumaczyć tylko brakiem uspołecznienia.

Odjazd nasz odbył się przy 20-stopniowym mrozie, w czasie którego musieliśmy przebrnąć – brodząc w warstwie śniegu grubości przeszło ½ metrowym

– odległość kilkunastu kilometrów, dzielących nas od najbliższej stacji kolejowej, dokąd przybyliśmy około 3 rano. Na dworcu załadowało nad do wagonów

– o dziwo! – osobowych i wyekspediowano do Stablack. W drodze dokuczał nam głód ostrzejszy jeszcze niż zwykle, gdyż kucharz nasz (Żyd), który nas na obozie też w bezczelny sposób okradał, zdefraudował część przeznaczonego na czas podróży fasunku, którymi obładował nie tylko siebie, ale i kilku adherentów.

[14] Do Stablack przybyliśmy około pierwszej w nocy. Po zarejestrowaniu odprowadzono nas do nieogrzanych i niezaopatrzonych w prycze baraków, gdzie położyliśmy się na podłodze, tuląc się jeden do drugiego, by nie zmarznąć. Około godziny 3–4 wpadli raptem uzbrojeni w kije Niemcy i krzycząc „Aufstehen!”438, wypędzili nas w pole i zaczęli gonić dookoła baraku, dodając uderzeniami ochoty do szybszego biegu. Po półgodzinie takich ćwiczeń dali nam wreszcie spokój, pozwolili wejść i zasnąć. Po dziś dzień nie wiem, czy incydent ten był wywołany w celu rozgrzania nas, czy też urządzono to dla igraszki. Fakt, że brali tu udział wyłącznie młodzi żołnierze, zastępujący czasowo stałych wartowników, którzy wyjechali na urlop świąteczny, przemawia raczej za tą drugą alternatywą. Po kilku dniach zostaliśmy ulokowani w stałym baraku, zbudowanym z drzewa i materiału izolacyjnego. Na nasze nieszczęście nie zdążono go z powodu surowej zimy wykończyć i omurować na dole (stał on na słupkach). W ogóle, jak się później przekonałem, wszystkie niewykończone baraki dostały się Żydom. Podłoga była z pojedynczej jednocalowej deski. Wewnątrz ustawiono 2 piece. Prycz nie było. Mieścił on około 300 osób.

Jak wyglądało życie w takim baraku? Przede wszystkim trzeba pamiętać, że w zimie 1939/40 roku mrozy dochodziły do 38°C, a obydwa piece nie wystarczały, by temperaturę wewnątrz doprowadzić do jakiegoś możliwego stanu: toteż by ochronić się przed odmrożeniem nóg, wszyscy tupali ustawicznie nogami lub spacerowali va et vient439po całej izbie. Ściany były mokre, lało się też z sufitu: poza tym skraplana para osiadała na słomie, na której spaliśmy. Była ona przeto wprost przepojona lodem. Do kompletu dochodziło jeszcze okropne zawszenie.

Po żywność trzeba było wędrować około ½ kilometra, co narażało ludzi na ciężkie odmrożenie, zwłaszcza że wydawanie obiadu np. trwało 2 godziny. Traktowanie ze strony kucharzy polskich było bardzo złe i dokuczało nam nie mniej