RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Wrzesień 1939. Listy kaliskie. Listy...

strona 173 z 424

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 173


Obozy jenieckie [30] 163

niż okradanie nas przez komendantów żydowskich, którzy przywłaszczali sobie część przydziału. Jedzenie było nadzwyczaj liche [15] i mało pożywne, tak że tylko doraźnie tłumiło głód, który budził się natychmiast po spożyciu. Dawało to bodźce komendantom do dalszego zmniejszania naszych racji, by móc potem sprzedawać nadmiar za wysoką cenę. Działo się tak przeważnie z obiadami, które sprzedawano za chleb, a kupujący nie brali pod uwagę, że robią zły interes, chleb bowiem był jedynym wartościowym pokarmem, podczas gdy zupy nie miały żadnej wartości. Ale jakiej tu szukać logiki u tak głodnych ludzi? Niektórzy kupowali tę zupę za chleb, który mieli dopiero za parę godzin otrzymać. Wszelkie uwagi, czynione komendantom, że taki proceder jest nieuczciwy, nie były respektowane, gdyż interes jeńca najmniej u nich wchodził w rachubę. W ogóle na stanowisko komendantów pchali się przeważnie ludzie, którym chodziło tylko o swój własny interes. Spełniali oni z gorliwością rozkazy władz, a jeńców utrzymywali w napięciu i karności, nie gardząc nawet szantażem. Spotykało się wprawdzie komendantów o poprawnym stosunku do jeńców, ale były to nieliczne wyjątki, jaskrawo odbijające na tle ogółu.

Traktowanie przez Niemców było zasadniczo określone przez regulamin, który był dla wszystkich – bez względu na narodowość – jednakowy. Mimo to jednak Żydzi byli o wiele gorzej traktowani niż inni. Wprawdzie każdemu mogło się zdarzyć, że został spoliczkowany lub uderzony kolbą karabinu, ale w stosunku do Żydów miało to miejsce o wiele częściej. Trzeba zresztą lojalnie przyznać, że powodów do tego nie brakło, były one jednak wytwarzane przez gorsze traktowanie nas. Weźmy np. sprawę robót: jeńcy nie-Żydzi dostawali się do majątków ziemskich, chłopów lub warsztatów – gdzie otrzymywali jedzenie i tytoń – nas natomiast zmuszano do prac nie tylko ciężkich, ale i nieefektywnych, jak np. zamiatanie ulic, sprzątanie śniegu, udeptywanie placów dla rewii lub ćwiczeń wojskowych itp. Dodajmy jeszcze, że miejsce pracy było oddalone o kilkanaście kilometrów od obozu i odległość tę mieliśmy – nie bacząc [16] na olbrzymie zaspy śnieżne – przebywać nawet w czasie najsilniejszych mrozów. Wyganiano nas do pracy o 6-ej rano, a wracaliśmy o 5-ej, niosąc za każdym razem kilku zamarzniętych lub mających odmrożone członki kolegów. Często przynosiliśmy już trupy. Przez cały dzień nie dawano nam nic do jedzenia – nic dziwnego przeto, że byliśmy śmiertelnie znużeni i nie mieliśmy sił do pracy. Niemcy jednak nie brali tego pod uwagę, wszelkie zwalniania tempa przy pracy kwalifikowali jako opieszałość i bili nas za to do utraty przytomności. Po wielokroć zdarzało się, że trzeba było poturbowanych zanosić z miejsca pracy wprost do szpitala.

Wieczorami w żydowskich barakach – podobnie, jak poprzednio w żydowskich namiotach – koncentrował się handel obozowy, stawały się one dosłownie bazarami. Aryjczycy przynosili tu chleb i tytoń, nabywali i sprzedawali części garderoby. Żydzi wystawiali na sprzedaż uszyte z koców furażerki – jednym słowem panował tu taki szum, że po dniu ciężkiej pracy nie można było zdrzemnąć się nawet na minutę.