RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Wrzesień 1939. Listy kaliskie. Listy...

strona 364 z 424

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 364


354 Dokumenty [21]

Drzewica, 25 III112

Kochany Szlomo!

Dopiero co otrzymałem Twoją kartkę, [3] na którą już długo czekałem. Niestety, dowiedziałem się z niej jedynie o kolejnych zmartwieniach i że jesteś bardzo zdenerwowany. Ja również jestem tego świadom, ale jak można sobie pomóc? Jedyne, co nam zostało, to nagie życie i trochę zdrowia, i tego musimy mocno pilnować. Zrozumiałe jest, że dziś, w naszych warunkach, nie jest to łatwe i zachowanie tej odrobiny zdrowia to bardzo trudna rzecz, ale trzeba robić wszystko, co możliwe, i trzeba się wzmacniać i chronić tę odrobinę zdrowia. Zimny spokój, bez nerwów, robić, co tylko możliwe, aby się trzymać i przetrwać. Wiem, że powiesz, że to się tylko łatwo pisze. To prawda, ale jak możemy sobie pomóc? Gdybym nie leżał w błocie, byłbym już całkowicie spokojny. Po raz ostatni widziałem się z Twoją siostrą w Końskich, [4] trzymała się z rodziną Najdorfów. Jedna z córek jest koleżanką córki Natana i razem wyjechały. Do dziś nie wiem dokąd. Jak tylko będę wiedział, napiszę do Ciebie. Dlaczego Twoja żona i dziecko nie są jeszcze w Warszawie?

Chcesz wiedzieć, co u nas? Mogę Ci to opisać. Wieś albo miasteczko o nazwie Drzewica. Wszystkie nasze wyobrażenia nie mogły tak daleko sięgać. Nasze Końskie jest w porównaniu z Drzewicą – Warszawą. Samo błoto, bardzo biednie i prymitywnie. U bogatszych Żydów rzadkością jest spotkać widelec. Widelec jest tutaj luksusem. W Płocku największy biedak miał lepiej urządzone gospodarstwo niż tutaj najbogatsi. A o warunkach higienicznych nie ma co tutaj pisać. I tu przysłali do nas jeszcze kilkuset [5] Żydów z różnych miast i nas 200 z Płocka113. O zarobieniu choćby grosza nie ma co mówić. A drożyzna jest u nas straszna, trochę mniejsza niż u was. A ludzie? O tym nic nie będę mówić. I do takiego miasta przysłali nas,

200 Żydów, nagich i bosych, rzadko kto miał przy sobie parę złotych.

Z ludźmi z Gminy bardzo trudno się dogadać. Po wielkich lamentach i z pomocą przedstawicieli Gminy z Końskich dopięliśmy tego, że uznali mnie i Siwaka za przedstawicieli Żydów płockich i we wszystkich kwestiach się z nami naradzali, ale jednak ciężko z nimi dojść do porozumienia114. Patrzą na nas obu jak na nieproszonych gości. Należą do typu działaczy społecznych z epoki Mendla115, a my jesteśmy dla nich niechciani, ale robimy wszystko, [6] co możliwe. Zapominam o wszystkim i cały dzień jestem zajęty kojeniem nędzy, ale co my, biedni, jesteśmy w stanie zrobić. Siwak pojechał do Końskich i siedział tam osiem dni. Przeprowadzał inspekcję dla wszystkich Żydów, którzy znajdują się niedaleko od nas w siedmiu