RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Wrzesień 1939. Listy kaliskie. Listy...

strona 51 z 424

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 51


Obrona Warszawy w 1939 r. [6] 41

nadleciał jeden, ale tylko jeden bombowiec nieprzyjacielski. Ja z kolegą, nie będąc ogarnięci szałem ucieczki, postanowiliśmy już od razu za wszelką cenę przedostać się z powrotem. Ale aby dostać się z powrotem, należało połączyć [się] telefonicznie z miastem. Łatwo powiedzieć, ale jak uczynić? Wchodzimy na posterunek policji56. Tam ujrzałem, jak jeden z policjantów, blady jak śmierć, i który szczękając zębami, bełkocze: „Nie mamy masek. Nie wiemy, co robić dalej i dokąd uciekać”. Spojrzeliśmy po sobie ze smutkiem, potrząsnęliśmy głowami i wyszliśmy. Oczywiście aa[…]aa, że sklepy ogołacane, jak przez szarańczę. Można było tylko dostać pod dostatkiem wody sodowej. Podchodzimy pod sam Grochów. Tam z boku stała znakomicie zagospodarowana rolna ferma „Hechaluc”57. Obecnie fermerzy wyjechali, żywność rozdali ludności, a konie wojsku. Wchodzimy tam. Witają nas wybitnie podejrzane typy, które gospodarują na fermie na całego. Ferma ta była pierwszą widzianą przeze mnie ofiarą wojny. Rozkradziono tam, za wyjątkiem ścian, dosłownie wszystko. Niesłychany śmietnik, puste oczodoły okien, bałagan ogólnie panujący wywarły okropne wrażenie. Ale o radości! Na stole pomiędzy tysiącami walających się papierów stał telefon. Wkładam ręce do kieszeni i mówię: „Ten, kto dotknie aparatu, dostanie kulą w łeb”. Opryszkowie spieszyli się, mają odważną minę i pozostawili nas w spokoju. Łączymy się z Komisariatem Rządu i tu wydali nam rozkaz natychmiastowego powrotu. Ale niestety, znowu dwanaście samolocików nad Warszawą i przedstawienie od początku. Czekamy godzinę, dwie i powoli przekradamy się ku Warszawie. Na rogu alei Waszyngtona stoją zenitówki58. Powiadam do kolegi: „Zejdźmy w bok, nie lubię tego sąsiedztwa”. Zaledwie skończyłem, rozległ się nad naszymi głowami szum motorów i… Ledwo wpadliśmy do jakiegoś opustoszałego bloku domów na ulicy Stanisława Augusta. Siadam sobie na schodach i widzę, jak od bombowca odrywa się bomba i leci… Dokąd, czy w nasz dom, czy gdzie indziej, trudno sobie [z]dać sprawę, ale uczucie, gdy się widziało tę nadlatującą śmierć, było mocno nieprzyjemne. Ja osobiście w tej chwili tylko myślałem, co też się dzieje w naszym domu, gdzie pozostało 150 kobiet i dzieci i dwóch starszych, mocno tchórzliwych panów. Idąc dalej, widziałem dom trafiony tysiąckilową bombą. Trzy deski, czterystumetrowe jezioro i koniec. Na ulicy Zielenieckiej ktoś został ogłuszony bombą. Szary, oczy wyszczerzone, mówić nie może, słowem… Na Saskiej Kępie znowu dwie wille rozburzone. Gruzy, już się kręcą ludzie, odgrzebując ofiary. Na moście Poniatowskiego, który przebiegliśmy kłusem, 3 dziury od bomb. Przed pół godziną był właśnie gwałtowny nalot. Idąc w kierunku domu, widzimy na naszej ulicy wielkie poruszenie. Okazuje się, że