RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Wrzesień 1939. Listy kaliskie. Listy...

strona 58 z 424

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 58


48 Obrona Warszawy w 1939 r. [7]

Zygfryda77jest rzekomo przerwana w 7 miejscach (kłamstwo). My zaś czujemy, że wróg zatacza wokół nas coraz ciaśniejszy krąg.

Jakby na potwierdzenie tego znów zaczęły rozbrzmiewać wrogie działa. To jeszcze bardziej pogarsza nasz nastrój. Schodzimy do schronu. Ponownie wszyscy zbierają się, by odmówić modlitwę, tym razem jednak w większym strachu i zwątpieniu. Pod wieczór robi się cicho. Wraz z przyjściem Zapolskiego nasz humor trochę się poprawia. Zapolski przyniósł dobre rzeczy, w tym kilka butelek prawdziwego krymskiego wina. Pani Ołdak przygotowuje całkiem wystawną kolację. Zasiadamy do pięknie nakrytego stołu, jak podczas radosnego wydarzenia. Niczym niestrapiony Zapolski pociesza nas, że z bolszewikami też damy sobie radę, jeszcze im pokażemy, kim jesteśmy – grzmi nasz Zagłoba78. I my poddajemy się jego słowom. Przestajemy się [3] martwić i zaczynamy jeść.

W połowie smacznego posiłku wchodzi Lomberg. Obrzuciwszy nas ukradkowym spojrzeniem, szybko zauważa, że wiedziemy tu lepszy żywot od niego i że jest ignorowany. Zatrzymał się. Jasiek i Geniek spoglądają na niego spode łba, jak złe psy, które nie chcą, by kolejny pies dobrał się do smacznej kości. Ołdakowie ledwo go znają i sami nie wiedzą, jak zareagować. Staropolska gościnność zostaje uratowana przeze… mnie. Zapraszam go do stołu i podaję kieliszek alkoholu. On szybko się rozgrzewa, i próbuje się spoufalić, opowiadając dowcipy. Chytry, cwany Lomberg czuje jednak, że jest niepożądanym gościem, i szybko się wynosi.

Kolacja dobiegła końca. Schodzę na trochę do schronu, żeby się porozglądać i poflirtować. Nie mogę sobie jednak znaleźć miejsca. W głowie bez końca kołacze się pytanie: czego chcą Sowieci? Po co się w to mieszają? To pytanie nie daje mi spokoju i zapędza mnie z powrotem na górę, do izby. Leżąc na miękkim posłaniu (w ubraniu rzecz jasna), w całkowitej ciszy, w żaden sposób nie mogę znaleźć odpowiedzi na to trudne, tragiczne pytanie.

Środa, 20 września

Poranek jest spokojny i piękny. Idę do kapitana do batalionu, i załatwiam bieżące sprawy bez żadnych przeszkód. W drodze powrotnej wstępuję do trzeciego plutonu. Cieszą się tutaj z mojej obecności: „Przyślij nam w końcu kocioł – błagają

− przyślij nam chleb, papierosy, nie daj nam umrzeć z głodu”. Wydzielam z torby tyle papierosów i słodyczy, ile przy sobie mam. Kowalski patrzy na mnie życzliwie, z uznaniem. Nie rozumiem, dlaczego skarżą się na kocioł. Czy to oznacza, że Lomberg wcale nie jeździ z kotłem do plutonów? Szkoda, że w ogóle nie wspomniałem o nim kapitanowi, który jest tak zachwycony moją pracą.