RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Wrzesień 1939. Listy kaliskie. Listy...

strona 59 z 424

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 59


Obrona Warszawy w 1939 r. [7] 49

Po powrocie czeka już na mnie, dobre jak zwykle, śniadanie, po którym idę zbadać sytuację w schronie oraz dowiedzieć się, co się dzieje w kuchni. „Trzeci pluton skarży się, że już od kilku dni nie dostaje jedzenia” – zwracam uwagę Lombergowi. – „A więc skarżą się tam, psie syny, chcą, żebym ryzykował, niech mi tylko ktoś ten kocioł po drodze roztrzaska. Co potem zrobimy? Co, myślisz, że jestem tchórzem, że boję się o swoją głowę? Kuchnia jest dla mnie ważna! A gdy im się ten kocioł przynosi, to wtedy jeść chcą, nie kręcą nosem, jedzenie im smakuje i każdy za odrobinę jedzenia jest wdzięczny jak pies”.

[4] Nie odpowiadam mu z dwóch powodów: po pierwsze ma on trochę racji, a po drugie w jego wypowiedzi było tyle hipokryzji, że lepiej z nim nie dyskutować. Wracam do izby. Ludzie są przybici z powodu nowo powstałej sytuacji. Szczególnie zdenerwowana jest Wacia. Przynosi poranną gazetę, w której nie można znaleźć ani krzty pocieszenia. Są tam za to zakamuflowane, źle skonstruowane komunikaty sztabu, niejasne informacje o konieczności odwrotu, zestrzelonych samolotach i zniszczonych czołgach (straty wroga są oczywiście większe), a także pocieszające f„kaczki”79o szybko nadchodzącej pomocy z zachodu, w którą powszechnie przestało się już wierzyć.

Przed południem pojawia się u mnie nowy posłaniec kapitana, Łukomski, żołnierz z pierwszego plutonu. Czując, że nie jestem jednym z profesjonalnych g„repeciarzy”80i nie taki zły ze mnie człowiek, próbuje wyprosić u mnie pozwolenie, żeby wymknąć się rowerem na ulicę. Podoba mi się ten wysoki chłopak z Pomorza. „Słuchaj – mówię mu – dam ci hprzepustkę81, ale pod warunkiem, że zajdziesz do mojego domu, przekażesz mojej żonie tę oto paczkę (chleb i czekoladę) i wrócisz do mnie z listem od niej”.

Łukomski nie posiada się z radości. Zapewnia, że dostarczy paczkę i przyniesie list. Chcąc mi się przypodobać, napomyka, że dla i„pana szefa”82zrobi wszystko, i po chwili znika z paczką i z rowerem. Po dwóch godzinach jest już z powrotem. Prawdziwy chwat z tego chłopaka, i list mi przyniósł, w którym Danka, moja mała Danka, pisze: „jesteśmy cali i zdrowi, chleb i czekoladę otrzymałam. Nie myśl o nas w ogóle. Co robisz, jesteś cały i zdrowy? Nie śpię przez ciebie całymi nocami, tylko proszę Boga o twoje zdrowie. Dawaj o sobie częściej znać. Twoja…”.

Pozdrowienia z domu przenoszą mnie do minionych wydarzeń, które wydają się bardzo odległe. Gdzieś w oddali moim oczom znów ukazała się Danka, jej wilgotne oczy, jej czerwone usta, dom, hałaśliwa ulica, redakcja i mój mały kotek, który nie chciał zejść mi z ramion w dniu, gdy powołano mnie do wojska. Gdzie to wszystko jest? Czy to w ogóle było? Wydaje się, że to było tak dawno.