RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Wrzesień 1939. Listy kaliskie. Listy...

strona 69 z 424

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 69


Kampania wrześniowa poza Warszawą [8] 59

24 sierpnia [1939 r.] starszy rocznik również wysłano w tamte strony. Został on zakwaterowany w Celtynie [?]103, w tamtejszym lesie, gdzie spokojnie spędzono tydzień, nie wiedząc, w jakim celu ich tu sprowadzono.

Rano 1 września warta obozowa zauważyła na niebie niemiecki samolot. Strzelono w jego kierunku. Samolot szybko znikł. Zaraz jednak pojawiła się większa eskadra wrogich samolotów i zbombardowała obóz, który – naturalnie – został szybko zlikwidowany, a wojsko w pośpiechu odtransportowano pociągiem do niemieckiej granicy.

Nie udało nam się jednak jeszcze naprawdę wysiąść z wagonów – opowiada

Zeldman – gdy ze wszystkich stron wróg otworzył na nas gwałtowny ogień. Cały

14 pułk, który był skoncentrowany w pociągu, rozbiegł się w popłochu przed rażącymi bombami w poszukiwaniu kryjówki. Z wielkim trudem udało się dowództwu, po dłuższym czasie, zebrać z powrotem pułk [2] i rozpoczęto pieszo marsz naprzód. Kiedy zapadła noc, znajdowaliśmy się już na terenie Niemiec, w Mełnie104. Nastroje były dobre. Maszerowaliśmy w nocnych ciemnościach przez długą, wąską ulicę. Dookoła panowała cisza. Zaczęliśmy dowcipkować na temat wroga, a oficerowie zapewniali, że jutro już będziemy w Berlinie, gdzie Rydz-Śmigły przyjmie defiladę.

Nagle straszliwa strzelanina ze wszystkich stron przerwała ciszę. Strzelano z nieba, z ziemi; tra-ta-ta-ta z karabinów maszynowych dochodziło z każdego domu, z każdego okna. Nikt się tego nie spodziewał i dlatego zamieszanie było straszliwe. Spod każdej ściany zaczęły dochodzić krzyki i jęki… Na każdym kroku leżały trupy, które w ciemności utrudniały ucieczkę. Nie sposób po prostu przekazać, co w tę straszną noc działo się na długiej ulicy w Mełnie. Każdy z nas, w panice i strachu, biegł z powrotem, gdzie oczy poniosły. Niejeden z nas padł po drodze, przedziurawiony kulą. Ucieczka na tyły trwała całą noc. A kiedy ukazał się szary dzień, byliśmy już znowu na polskim terytorium. Rozbici, zdruzgotani105.

Nasz wygląd mógł wywołać tylko żałość. Z całego pułku, który jeszcze 5 godzin temu maszerował na Berlin, pozostały teraz nędzne resztki. Każdy z nas zabłocony, spocony i ogarnięty śmiertelnym strachem, pozostawiał po drodze wszystko, co miał na sobie, żeby tylko lżej było uciekać. Patrzyliśmy na siebie przerażeni i niejeden stwierdzał, że w ekipie brakuje jego kolegów, którzy już z pewnością nie wrócą.

W przygnębiającej ciszy zaczęliśmy się wycofywać. Na drodze ciągle napotykaliśmy rozbite resztki różnych formacji, które zebrawszy się razem, pod Łodzią dołączyły do armii generała Bortnowskiego106. Tu nas doprowadzono do jakiego takiego porządku, byśmy znów wyglądali jak żołnierze. Pod miasteczkami