RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Wrzesień 1939. Listy kaliskie. Listy...

strona 81 z 424

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 81


Kampania wrześniowa poza Warszawą [11] 71

dowództwem, integrując nas, wprowadzając dyscyplinę i dalszą gotowość

bojową.

Szybko znowu natrafiliśmy na Niemców – bój przyszło prowadzić nad rzeką. Po krótkiej bitwie wróg znikł. Pozostaliśmy nad brzegiem rzeki. Mnie i mojej grupie rozkazano pilnować mostu. Miałem do swojej dyspozycji ckm, który uratowałem w czasie walki. W środku nocy mimo wielkiego zmęczenia i walki ze snem zauważyłem, że jakiś starszy człowiek, [6] ubrany jak chłop, majstruje coś pod mostem. Wydało mi się to podejrzane. „Co tam robisz?”, krzyknąłem. „Mam chleb do sprzedania”, odpowiedział. Bardzo mi się nie podobał jego polski. Biłem go tak długo, aż wybiłem z niego prawdę, którą podejrzewałem. Był Niemcem. Przede wszystkim obiegłem wszystkie miejsca pod mostem i znalazłem tam podłożony dynamit, a tego faceta kazałem odprowadzić do komendantury polowej. Po krótkim dochodzeniu okazało się, że jest to przebrany podoficer. Pod chłopskim paltem miał wojskowy mundur. Prawdopodobnie był strzelcem spadochronowym. Został zabity na miejscu.

W tym czasie pojawił się dowódca 9 Dywizji (zapomniałem, jak się nazywał161). Nazajutrz na apelu dziennym zameldowano, że jestem odznaczony medalem za bohaterstwo (Krzyż Walecznych) i awansowany na plutonowego. Dzień później zostałem ranny w bok, rana była lekka, mogłem się sam zabandażować.

[7] Następnego dnia nasz front znowu został rozbity. Część ugrupowań rozbiegła się, ale większość dużej armii ruszyła w kierunku Warszawy, by ratować okrążone miasto, a nasz pluton (liczył 30 osób) z inną grupą ruszył w kierunku armii, która walczyła pod Kutnem162. Tam codziennie toczyły się bitwy. Tylko noc mieliśmy do odpoczynku. Staliśmy tam twarzą w twarz z wrogiem w takim stanie, że – jak sądzę – ani żołnierze, ani oficerowie nie wiedzieli, gdzie się znajdujemy, kto kogo okrąża. Nie było żadnej łączności z innymi grupami, każda grupa była zdana na własne siły. Musieliśmy mieć intuicję, inicjatywę i wiedzieć, co robić.

Nie cierpieliśmy w ogóle z powodu samolotów, chociaż latało ich sporo nad nami. Widocznie byliśmy zbyt blisko wroga. Amunicji też nam nie brakowało. Ciągle biliśmy się [8] i mieliśmy różne, ale łatwe, pojedynki w strzelaniu. Silnych ataków i szturmów nie mieliśmy. Wygląda na to, że Niemiec wiedział, że w tym miejscu jest dużo wojska. Z tego też powodu nie atakowały nas czołgi. Wykorzystywaliśmy to i urządzaliśmy kontrataki również w lekkiej formie i jedynie w nocy, bo wiedzieliśmy, że tylko wtedy możemy liczyć na pewien sukces. Była jeszcze jedna przyczyna naszych nocnych ataków – głód. Nie mieliśmy jedzenia, podczas gdy Niemcy mieli go w bród. Każdy nasz udany atak kończył się zdobyciem żywności znajdującej się w samochodach czy w tornistrach żołnierzy,