RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Wrzesień 1939. Listy kaliskie. Listy...

strona 90 z 424

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 90


80 Kampania wrześniowa poza Warszawą [14]

niezbędnych przygotowań, ponieważ jednak mundur miałem jeszcze ze służby czynnej, przeobrażenie z cywila w wojskowego zajęło mi zaledwie kilka minut.

O godzinie 13.00 pociągiem pospiesznym wyjechałem do pułku. Podczas podróży spotkałem już wielu kolegów, którzy też zostali powołani. W tym miejscu nie mogę przemilczeć pewnego faktu, o którym później się dopiero z opowiadań rodziny dowiedziałem. Bezpośrednio po moim wyjeździe był u mnie policjant sprawdzić, czy faktycznie wyjechałem. Widocznie nasze czynniki oficjalne nie miały do nas Żydów zaufania.

W pułku niebywały ruch. Widzę wśród zmobilizowanych bardzo wielu kolegów i moich podwładnych ze służby czynnej. Z dziedzińca kieruje nas specjalnie zorganizowana służba do oficera mob[ilizacyjnego], który już pracuje z całym sztabem pełną parą. Oficer mob[ilizacyjny], mój dawny przełożony ze służby czynnej, daje mi z miejsca przydział do batalionu k.m. (karabinów maszynowych)193, jest to twór całkiem nowy, który istniał w ogóle jedynie na papierze w planach mobilizacyjnych. Są to, jak się okazuje, trzy kompanie karabinów maszynowych i jedna kompania strzelecka, jakieś różne plutony specjalne. [3] Dowódcą mojej kompanii został mój dobry znajomy z cywila, ppor. rezerwy. Natychmiast po zgłoszeniu się do kompanii otrzymałem rozkaz, by wraz z szefem i podoficerem gospodarczym przeprowadzić mobilizację kompanii. W istocie tego samego dnia o godz. 9-ej wieczorem kompania stała całkowicie gotowa do boju. Zaraz też zostaliśmy odkomenderowani do okolicznej wioski, by dać miejsce nowo tworzącym się kompaniom.

W kompanii naszej było czterech oficerów rezerwy i razem ze mną dwóch podchorążych. Żydów było niewielu, ale jak się okazało, chłopcy odważni i spokojni, co do jednego powziąłem tylko pewne wątpliwości, które jak się później okazało, nie były pozbawione podstaw. Pierwsze kilka dni przeminęło w doskonałym nastroju. Wioska, w której stacjonowaliśmy, była oddalona od Wrześni o jakieś

4 kilometry, tak że w ciągu kilku minut można było być w mieście z powrotem.

Ciekawa przemiana zaszła również wśród mieszkańców Wrześni. Było to miasto ultraantysemickie, do tego stopnia, że Żydzi, którzy tylko nielicznie je zamieszkiwali, byli jak gdyby więźniami, nie wolno im prawie było ukazywać się w ulicach miasteczka, a o wyjściu wieczorem, by nie natknąć się na czynne zniewagi, mowy być nie mogło. Perspektywa wojny [4] i to zmieniła. Sam widziałem, jak ci dotychczas znienawidzeni mieszkańcy miasteczka z łopatami, kilofami szli w szeregach kopać rowy OPL. „Wypoczynek” nasz pod Wrześnią zakończył się 30 VIII przed wieczorem. Co prawda z coraz ostrzej brzmiących komunikatów radiowych spodziewać się należało katastrofy, jednakże byliśmy mocno zaskoczeni, kiedy w godzinach przedwieczornych przyjechał goniec z dowództwa batalionu z rozkazem do wymarszu. Przygotowania nie zabrały nam nawet dwóch godzin czasu i już