RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Wrzesień 1939. Listy kaliskie. Listy...

strona 93 z 424

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 93


Kampania wrześniowa poza Warszawą [14] 83

nie było rady. Tej nocy byłem jeszcze dwa razy na patrolu, nie mogłem przecież

zawieść pokładanego we mnie zaufania.

Jeśli o to ostatnie idzie, to mam wrażenie, że moi podwładni też mnie nim darzyli. We wszystkich bowiem momentach ciężkich zwracali się do mnie, a co najważniejsze, wypełniali całkowicie wydane przeze mnie rozkazy.

[9] [S]ądzę zresztą, iż poniekąd zasłużyłem sobie z ich strony na to, w najgorętszych bowiem momentach, mimo [ż]e może odczuwałem ten sam strach co oni, byłem przy nich i starałem się rozporządzanymi przeze mnie środkami przyjść im z pomocą.

Muszę nadmienić, że mój przełożony oficer nie odznaczał się zbytnim męstwem i w groźniejszych momentach szukał dla siebie jakiegoś schronienia, tłumacząc się, że musi iść do dowódcy kompanii po rozkazy. Tak się jakoś składało, iż rozkazy otrzymywał w momencie, kiedy niebezpieczeństwo mijało. Przypominam sobie moment, kiedy pewnego dnia, też w okolicach Kutna, pluton nasz znalazł się, zupełnie zresztą przypadkowo, pod bardzo silnym ogniem artylerii nieprzyjacielskiej. Nasz porucznik stałym zwyczajem poszedł po „rozkazy” i ja zostałem sam z plutonem. Nasze stanowiska znajdowały się na bardzo widocznym punkcie terenowym przy drodze we wiosce. Oczywiście, że ukazanie się na drodze wózka chłopskiego czy uciekających z dobytkiem chłopów wywoływało bardzo silny ogień artylerii nieprzyjaciela. Pociski padały cały czas albo o 200 m przed nami, albo też za nami. W plutonie po dwugodzinnym leżeniu pod ogniem zaczęto odczuwać silne zdenerwowanie. Przyznać muszę, że sam nie wierzyłem, czy wyjdziemy cało z tej opresji, a miałem [10] jednak rozkaz pozostania na miejscu. Kiedy jednak nieobecność porucznika zbyt się okazała długotrwała, postanowiłem bez pytania na własną odpowiedzialność przesunąć pluton o ½ km w przód, co dałoby nam większe szanse bezpieczeństwa. Była to faktycznie szczęśliwa myśl, gdyż po kilku chwilach kilkanaście pocisków padło właśnie w miejscu, gdzie leżeliśmy. Pluton był ze mnie zadowolony, pan porucznik jednak po powrocie, kiedy już wszystko minęło, miał pretensje, że bez jego zezwolenia zmieniłem stanowisko.

Jeśli chodzi o stanowisko i zachowanie Żydów na froncie, to przytoczę opowiedziany mi fakt przez strzelca Fujarę199z 70 pp200, w którym służył kolega mój z podchorążówki, bp. Juliusz Szmauss z Krakowa201. Pułk 70, jeden ze składowych 17 Dywizji, w bojach kutnowskich bardzo mocno się skrwawił i poniósł kolosalne straty.

Po jednym całodziennym boju z nastaniem nocy, kiedy bezpośrednie działania zostają poniekąd przerwane, udało się jednemu z dowódców zebrać zdziesiątkowany batalion. Oczywiście pierwszą troską byli ranni, pozostawieni na pol[u] walki.