RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Wrzesień 1939. Listy kaliskie. Listy...

strona 100 z 424

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 100


90 Kampania wrześniowa poza Warszawą [15] w przeciwnym niż my kierunku – musi więc dojść do bitwy. Nasz pułkownik był człowiekiem szybkich decyzji, toteż momentalnie rozkazał nam zatrzymać się i okopywać. Gdy okopy były skończone, a Niemcy się nie ukazywali, kilkudziesięciu naszych żołnierzy udało się do pobliskiej wsi i zaczęli szturmować do piekarni, by wydała im nieco chleba. Piekarz nie miał nic przeciwko temu, zwłaszcza że przekonały go nieodparte argumenty w postaci karabinów z nasadzonymi bagnetami, ale niespodzianie zjawił się nasz pułkownik z krzykiem: „Wy tylko o żarciu, psiekrwie, myślicie, a bić się nie chcecie”, za[gonił] głodnych do okopów, a sam wszedł do piekarni. [7] Za to innej grupie powiodło się lepiej, złapała prosiaka i uraczyła się słoniną – na surowo.

Po paru godzinach ukazali się Niemcy i widząc nas, zaczęli się również okopywać. Nie ośmieliliśmy się uderzyć na nich ani oni na nas – i taka sytuacja trwała bez zmiany przez cały dzień. Odezwała się tylko artyleria nieprzyjacielska, której nasza jedyna armata dość dzielnie się odszczekiwała, ale to nie mogło przynieść rozstrzygnięcia. Wieczorem nieprzyjaciel wycofał się w jedną, my w drugą stronę. Jedyną naszą zdobyczą tego dnia był jeniec, którego schwytali kawalerzyści. Niemiec ten nie grzeszył zbytnią odwagą i drżącym głosem wybełkotał, że nigdy nie był, broń Boże, wrogiem Polaków, a wprost przeciwnie, jest ich szczerym przyjacielem i nigdy nie ośmielił się był popełnić zbrodni strzelania do nich, że ma jeszcze przy sobie wszystkie naboje, które mu dano itd. i wobec tego prosi, by go nie rozstrzeliwać.

W nocy skierowaliśmy się na inną drogę i przebyliśmy mostek na jakiejś rzeczce. W czasie przeprawy umieszczono po drugiej stronie rzeczki karabiny maszynowe z lufami skierowanymi na most, by przeszkodzić Niemcom w ewentualnym ataku. Owa przezorność niemal nie skończyła się tragicznie, gdy wszyscy już przeszli, jeden z obsługi karabinów maszynowych usłyszał jakiś szmer, sądząc, że to wróg, już chciał dać ognia, ale coś go powstrzymało, wszak [wróg] nie mógł być tak blisko. Ta chwila wahania uratowała życie sztabowi naszego pułku, on to bowiem wynurzył się z ciemności i przeprawiał się przezornie na końcu. Po wysadzeniu mostu ruszyliśmy dalej i tejże samej nocy osiągnęliśmy Modlin.

W Modlinie przeżyliśmy w ciągu na[stępnych godzin?] [8] kilka nalotów nieprzyjacielskich, które poczyniły wiele szkód, m.in. uszkodziły most na Wiśle. Przedwieczorem zarządzono zbiórkę i oznajmiono nam, że 8 żołnierzy z naszego batalionu zostało rozstrzelanych „za porzucenie na froncie w dniu 3 września swoich karabinów”, po czym polecono nam szykować się do marszu – mamy zaatakować Ciechanów.

Wybraliśmy się inną drogą, niż przyszliśmy, ale dotarłszy po kilkugodzinnym marszu do mostu, przekonaliśmy [się], że jest on także wysadzony218. Wprawiło nas to w taką wściekłość, że wyraziła się ona po raz pierwszy nie w szemraniu, ale w głośnych okrzykach przeciw dowództwu: „Co to za porządki? Nie można było