Rejencja Inowrocław (Regierungsbezirk Hohensalza) [25] 101
– niech to będzie dowodem, jak względna jest wartość wszystkiego pod słońcem – to, co było dotychczas główną przyczyną dobrobytu miasteczka, z chwilą wybuchu wojny stało się jednak przekleństwem: węzeł kolejowy był magnesem, który ściągał ustawicznie w swe pobliże niemieckie samoloty.
Chciałbym tu zaznaczyć jeszcze jedno: niniejszą relację pisałem, stenografowałem niemal dokładnie tak, jak słyszałem ją z ust kutnowianina I. Ka., nic nie ujmując i jak najmniej dodając. Nie starałem się nawet powiązać zdarzeń, ani uwypuklać rzeczy ważniejszych lub wyrugowywać błahszych, sądząc bowiem, że takie drobne incydenciki i fakciki, podane na żywo, bez komentarzy i uwag, wyraziściej uprzytomnią aa[…]aa czytelnikowi przejścia a[…]a.
„Kutno bombardowano już pierwszego września rano. Były to pewnie pierwsze bomby tej wojny, które, że użyję określenia Wellsa299, »podpaliły świat«. Skutek miały okropny: z oczekujących na pociąg w pobliżu dworca rekrutów 120 zostało zabitych, a 200 rannych. A pociąg już nie odjechał, nie miał z kim.
2 września – to samo – z drobną różnicą, że zabitych było 80, ale rannych znów paruset.
I odtąd, dzień w dzień, odwiedzały nas samoloty niemieckie. Stale w tych samych godzinach (godz. 6, 12 i 17), trzy razy dziennie i to z taką punktualnością, że – bez przesady – według tych wizyt można było zegarek regulować. Atakowano wszelkie tylko (leżące zresztą na peryferiach) obiekty wojskowe (dworzec, koszary, lotnisko) – miasta jednak nie ruszano. Ale niedługo trzymano się tej zasady: wypadki bombardowania śródmieścia były początkowo sporadyczne – ale zaczęły nabierać coraz bardziej [2] masowego charakteru i pociągały za sobą tyle ofiar, że ludność zaczęła opuszczać miasto.
Teraz parę słów o moich osobistych przeżyciach: 8 września uciekłem – jak zresztą wielu – z Kutna, udając się do Gostynina, przypuszczałem bowiem, że miasto to, pozbawione obiektów militarnych, będzie o wiele mniej narażone na naloty. Podróżowanie nie było wówczas rzeczą zbyt bezpieczną: krążące bez przerwy samoloty, raz po raz spuszczają się tuż nad szosą i ostrzeliwują masy uciekinierów z karabinów maszynowych. Dlatego też ustawicznie trzeba się chronić do przydrożnych rowów, co bynajmniej nie przyspiesza naszego posuwania się naprzód. Przybywam jednak szczęśliwie do celu. Jednakowoż – ponieważ dowiaduję się, że linia frontu nieustannie się przybliża, postanawiam uciec aż za Warszawę – via Gąbin. I w wiosce tej utknąłem: środków lokomocji nie ma, zresztą jesteśmy już przez Niemców otoczeni – w kotle. Wobec tego wracam a[…]a z kilkoma aa[…]aa świadkami bardzo aa[…]aa Holendry300, kolonii niemieckiej, zatrzymuje, nas polski