Rejencja Inowrocław (Regierungsbezirk Hohensalza) [25] 105
Na ogół więc do 15 czerwca 1940 r.310 Żydzi kutnowscy handlowali i zarabiali nie wiele gorzej (o ile nie lepiej – bo Niemcy, dostawszy się do raju, gdzie nie ma kartek, kupowali wszystko i za każdą [7] cenę), budząc tym zazdrość wszystkich miast i miasteczek Rzeszy – słowem, Kutno było dla Żydów jedyną oazą spokoju i dobrobytu.
Znajdując się w tak dobrych warunkach, zatroszczyli się kutnowianie o wysiedleńców, których była wcale pokaźna ilość. Utworzono nawet specjalny Komitet311, który zbierał na ten cel składki tygodniowe i udzielał przybyłym – z których większość zostawiła cały swój dobytek – doraźnej pomocy. (Pewien ich odsetek zdołał się zresztą zaklimatyzować, handlowali, szmuglowali przez pobliską granicę – i tak jakoś dawali sobie radę). Mimo iż tą akcją charytatywną zajmował się tak Judenrat, jak i Komitet, to jednak śmiało mogę powiedzieć, że cały jej ciężar spoczywał na barkach trzech działaczy: J[oaba] Borowskiego (sekretarza Gminy), A. Ajkego (buchaltera Gminy) i L. Nejmana. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że gdyby nie energia i samozaparcie tych ludzi, Kutno nie dokonałoby dla wysiedleńców połowy tego, co zrobiło.
W te bb[…]bb stosunki spadło jak piorun z nieba – dnia 1 lutego – rozporządzenie, że wszyscy przybyli muszą Kutno opuścić. Za niezastosowanie się do tego groziła kara więzienia. Większość tych nieszczęśliwych, których los rzucał na nową tułaczkę, opuściła [mi]asto (oczywiście opatrzyliśmy ich – w miarę możności – na drogę), ale odważniejsi pozostali i nie pociągnęło to za sobą żadnych konsekwencji.
[Z] »przyjemności« podpalenia bóżnicy nie zrezygnowali Niemcy i w Kutnie, ale tu – jest to zdaje się wypadek bez precedensu – im się nie powiodło. Okazała ona tak słabe powinowactwo, czy też wręcz idiosynkrazję312 do tlenu, że za każdym razem gasła. Ja sam widziałem, jak pewnej nocy podlano synagogę kilkoma bańkami benzyny i podpalono, benzyna oczywiście wypaliła się i – płomień zgasł. Po kilkakrotnych bezskutecznych próbach, Niemcy uznali się za pokonanych, zrezygnowali. Ale zemścili się w inny sposób: pod pretekstem (o cynizmie!), że drewniane urządzenia bóżnicy są zbyt łatwopalne i wskutek tego miasto jest [8] ustawicznie narażone na niebezpieczeństwo pożaru (najlepszy dowód, że już kilkakrotnie wybuchł!), powyłamywali i usunęli wszystkie ławki, a Polacy zrobili to samo z drzwiami, futrynami, oknami i podłogami. Z całego budynku pozostał tylko sczerniały, odymiony szkielet. Ale pozostał!
Co jest jednak w całej tej sprawie najciekawsze: przy pierwszych paru próbach podpalania Niemcy pozwalali nam gasić powstały pożar, ostatnim razem stali dookoła i grozili śmiercią każdemu usiłującemu się zbliżyć. Niejaka Zelwerowiczowa, kobieta w wieku 76 lat, nie ulękła się tych gróźb i zameldowała o podpaleniu