RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Tereny wcielone do Rzeszy: Kraj Warty

strona 225 z 308

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 225


200 Rejencja Łódź (Regierungsbezirk Litzmannstadt) [47]

się jak w garnku. Przed każdym domem stoją grupy ludzi. W żydowskiej dzielnicy stoją ich setki. Ja znam dobrze 75% żydowskiej ludności i pytam, co tu się dzieje. Wszyscy odpowiadają z krzykiem pełnym bólu: „zabrano mego brata, zabrano mego męża, mego szwagra”. Dowiaduję się, że zabrano dużą część mojej rodziny. Chodziłem do 11-tej i ciągle słyszałem to samo. Myślałem, co robić. W mieście już wiszą plakaty, że kobiety, dzieci i starzy muszą odejść z miasta [na odległość] 20 km. Nie chciałem zostawić mojej żony i dzieci. Postanowiłem, że pojedziemy razem. Będąc z zawodu handlarzem koni, miałem własnego konia i wóz. Nie myśląc długo, zaprzągłem konia. Była godzina 12. Powiedziałem mojej żonie, że jedziemy. Ona nic nie odpowiedziała tylko smutno popatrzyła. Zrozumiałem, że się zgadza. Zapakowaliśmy trochę bielizny i pościeli i ruszyliśmy z miasta. Sąsiedzi pytali, dokąd jedziemy, a my nie mieliśmy odpowiedzi, bo sami nie wiedzieliśmy. Oby tylko wydostać się z miasta. Na drodze spotkałem setki ludzi idących pieszo. Postanowiłem jechać do Koźminka507, małego miasteczka znajdującego się 20 km od Kalisza, gdzie mieszka moja ciotka. Przyjechawszy w piątek wieczorem do Koźminka, zauważyłem zamieszanie. Znam całe to miasteczko, bo bywałem tam na targach co cztery tygodnie. Wszyscy podbiegli [do mnie] i pytali, co słychać. Zajechałem do mojej ciotki. W sobotę wcześnie wstałem i zauważyłem tysiące ludzi przechodzących przez Koźminek. Przybyła cała moja rodzina. Wszyscy zajechali do mnie i do mieszkania napakowało się do 40 osób. Postanowiłem jechać dalej. Doszło do konfliktu [2] co do wyjazdu między mną a moją rodziną. Sprzeczaliśmy się, aż usłyszeliśmy pierwsze wystrzały. To było o wpół do 11 w nocy. Mój koń zachorował i zdecydowałem się iść pieszo. Ze mną, moją żoną i dziećmi poszedł jeszcze jeden człowiek z trzema synami. Chłopi z okolicy mnie znają. Każdy wziął paczuszkę na plecy i jak Cyganie ruszyliśmy do wsi Strzałków508. Droga była ciężka, przez piaski, przez małe dróżki, bez jedzenia. Dzieci strasznie się zmęczyły. Weszliśmy do znajomego chłopa, który nas przyjął jak brat. Ja widziałem, że z żoną i dziećmi dalej nie pójdę i postanowiłem iść spać. Byłem jedynym, który powiedział, że za żadną cenę nie zostanie. W sobotę, o 12 w nocy, zauważyłem ogień z daleka. Chłopi powiedzieli, że to jest b[…]b. Wziąłem mój worek na plecy; bez zgody pozostałych odszedłem. Moja żona i dzieci biegły za mną i mówiły, że też chcą iść. Pożegnałem się drugi raz i sam, ze złamanym sercem, ruszyłem w drogę przez lasy i pola. Postanowiłem iść na Kresy, do miasteczka blisko granicy, sądziłem, że tam będzie pewniej. Po godzinie usłyszałem, że mnie wołają. Byli to 3 synowie mojego wuja, którzy nie mogli się zdecydować na to, by zostawić mnie samego. Całą noc mieliśmy jasną od płonącego [w okolicy] ognia. Droga prowadziła przez piaski. Przybyliśmy do Dobrej509, jakieś 30 km od Koźminka. Tam było