RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Tereny wcielone do Rzeszy: Okręg Rze...

strona 147 z 308

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 147


122 Prowincja Prusy Wschodnie (Provinz Ostpreussen) [25]

jeszcze silniejszy, a wraz z nimi Niemcy jeszcze bardziej szaleni. Kiedy chory ze strachu właził pod łóżko, za szafę i gdzie tylko się dało, Niemcy dopadali takiego, wyciągali, wyrywając mu przy tym rękę, nogę, bili pałkami przez głowę i w ten sposób prawie połowę szpitala „wykończyli” na miejscu. Innych chorych, którzy nie mogli się ruszać z łóżek i zostali w nich, nie ruszano. Potem dowiedziałem się, że nikogo z nich nie znaleziono żywego.

[3] Jeszcze w czasie bicia chorych ja, moja żona, syn i niektórzy ze lżej chorych wybiegliśmy z pokoju. Przy bramie oficer zerwał ze mnie plecak, przyłożył mi pięścią prosto w szczękę i wybił mi dwa zęby. Od tego mocnego uderzenia w twarz upadłem w błoto. W pierwszym momencie nic nie czułem poza bólem zębów. Dopiero po kilku chwilach, kiedy mój syn i żona spróbowali mnie podnieść, poczułem, że moja ręka leży w czymś wilgotnym, bardzo lepkim, a ja sam leżę na górce... Odeszliśmy z tego miejsca, prowadzeni i pędzeni przez oficerów. Tarłem i wycierałem moją rękę we własny płaszcz i w żaden sposób nie mogłem pozbyć się tego czegoś lepkiego. Na zewnątrz, w ciemności lał deszcz i wszystko na nas wkrótce zamarzło. Leźliśmy przez martwych, przez rannych, którzy już nie mogli jęczeć, aż doszliśmy do ulicy Szerokiej65, do punktu zbiorczego, dokąd schodzili się ludzie ze wszystkich stron i krańców miasta.

Kiedy niebo zaczęło błękitnieć i kiedy Żydzi – około 4000 osób – w większości byli już na miejscu, Niemcy i wybrani Żydzi – milicjanci – rozkazali ustawić się w szeregi. Sami [4] ustawili się na bocznej ulicy i pozostawili mały obszar [między sobą a tłumem] wolny. Teraz zaczęła się gonitwa. Z kijami i żelastwem w rękach rozdzielano ciosy na prawo i lewo. Po prostu wszyscy gnali w kierunku [stojących] w szeregu Niemców. Tam znowu było, jakby przez ogień. Z jednej strony rząd Niemców i z drugiej to samo. Z jednej strony bito pałkami, nahajkami, kolbami rewolwerów i z drugiej strony to samo. Przy tym każdego zatrzymywano, oglądano dokładnie jego ubranie, ściągano palto. Ze mnie ściągnięto palto i czapkę. Dopiero teraz zauważyłem, że moja ręka jest cała zakrwawiona. Innym ściągano kalosze razem z butami i kazano dalej biec boso, na wpół nago, przy akompaniamencie nahajki lub kija. Rzadko ktoś wychodził z tego cało, bez bicia. Wielu padało od takiego uderzenia. Na miejscu pozostawały trupy lub ciężko ranni. Teraz już wszyscy biegli. Nie zwracano uwagi na to, czy ktoś leży na drodze: martwy, ranny, ubrany czy nagi lub bosy, w kałużach błota zmieszanego z czerwoną krwią. Łzy lały się razem z padającym deszczem i krwią, która ciekła z głów, oczu, nosów i ciał.

Nadjechał samochód. Otworzyły się tylne drzwiczki i wypadło kilkoro dzieci. [5] Szofer, który podbiegł, by zamknąć drzwiczki, deptał po dzieciach, odjechał, pozostawiwszy po sobie te zabite dzieci. Matki dzieci krzyczały głośno, przerażone. Podbiegli oficerowie, okładali je batami po głowach i też zostawili na miejscu zabite. Tak jak przedtem dzieci. Zaraz nas wszystkich zaczęto gonić do samochodów.