138 Prowincja Prusy Wschodnie (Provinz Ostpreussen) [28] w domu obiad, wyraził zdziwienie: „Ist er denn nicht in der Küche Mittage?”109. Kuchnia utrzymywała się zasadniczo z subwencji Jointu, poza tym otrzymywała
10% z zarobków Żydów, pracujących na placówkach niemieckich. (Podział płac był następujący: z zarobionej jednej marki dziennie robotnik otrzymywał 40 rpf110,
10 rpf dostawała kuchnia, a resztę składano w Magistracie na specjalny fundusz o niewiadomym przeznaczeniu, który osiągnął ponoć wysokość 100 tysięcy marek i przepadł zupełnie po wysiedleniu Żydów z Płocka).
Taka sytuacja trwała bez zmiany do listopada 1940 r., to znaczy do czasu stworzenia żydowskiej dzielnicy mieszkaniowej, do której, nawiasem mówiąc, [5] pozwolono przeprowadzającym się zabrać wszystko.
Ghetto płockie było dość oryginalne. Żydzi nie mieli prawa go opuszczać – chyba za specjalnymi Strassenscheinami111– ale za to Polakom nie czyniono, przynajmniej początkowo, żadnych przeszkód przy wchodzeniu. Kart żywnościowych nie było wcale – wszystko można było dostać w wolnym handlu – o ile w ogóle można w tym wypadku mówić o wolnym handlu: trzeba bowiem wiedzieć, że wszystkie prywatne sklepy i warsztaty były pozamykane, działały jedynie kooperatywy, których była cała masa: spożywcza, szewska, krawiecka, fryzjerska, ambulatorium itd.
Losy synagogi płockiej również wykazują odstępstwo – i to dość znaczne – od szablonu: wyobraźcie sobie, a na pewno wam to z łatwością nie przyjdzie, że nie tylko jej nie spalono, ale nawet nie usiłowano tego dokonać; poprzestano „tylko” na gruntownym zdemolowaniu wnętrza i urządzeniu w niej „Kraftwagenreparaturwerkstätte”112.
Poprawiła się też, jak już o tym mówiłem, sprawa pracy przymusowej; było wiele placówek, na których Żydzi pracowali i zarabiali, poza tym Gmina nawiązała ścisły kontakt z Władzami przy pomocy Niemca Borga, który był jej jedynym reprezentantem i z zadań swych wywiązywał się na ogół bez zarzutu i ku zadowoleniu Żydów, gestapo zaś było regularnie przekupywane, tak że zaczęło dobrze się dziać w państwie duńskim113i płocczanie nie mieliby powodów do narzekania, gdyby nie pewne incydenty i niespodzianki:
Pierwsza z nich to przeprowadzone jeszcze w czasach przedghettowych, bo w czerwcu 1940 r., wysiedlenie kalek, chorych i starców. Wyglądało to w ten sposób: Niemcy zażądali od Gminy listy starców, [6] kalek oraz chorych wenerycznie i na płuca (Judenrat rozporządzał tymi ewidencjami, bo istniało przecież podległe mu ambulatorium). Kilka dni później zajechały przed Dom Starców auta ciężarowe, do których załadowano wszystkich pensjonariuszy, potem wyłapano większość uwidocznionych na listach i – dołączywszy do tego jakąś młodą i zupełnie