158 Prowincja Prusy Wschodnie (Provinz Ostpreussen) [36]
nas żadnego wpływu. Monotonna cisza nie trwała długo. Zanim sami mieliśmy okazję poznać i zaobserwować zachowania tych nieproszonych gości, często [2] do naszych uszu dochodziły [różne] odgłosy i widzieliśmy już, jak wrogowie otwierali i rozbijali drzwi, okna sklepów i mieszkań siekierami i bagnetami, które ze sobą specjalnie [w tym celu] zabrali. I zaczęli oni szaleć „na całego”, rabowali i niszczyli, co tylko się dało. Dziki rabunek ich nie zadowalał i nie uspokajał ich wstrętnych namiętności. Jeszcze tego samego dnia wygnali oni z mieszkań i kryjówek na duży plac rynku wszystkich mieszkańców, bez różnicy religii i pochodzenia, nie oszczędzając ani młodego ani starego, ani kobiet ani dzieci. Otoczyli nas żołnierze z bronią maszynową. Nie rozumieliśmy dlaczego. Lamenty i płacze wszystkich sięgały a[...]a siódmego nieba. Myśleliśmy, że zostaniemy wyrżnięci jak owce. Niebezpieczeństwo było tuż przed nami. Rodzice i dzieci, sąsiedzi i znajomi ściskali się, całowali i żegnali, przygotowując się do tego, co grozi [3] nam od spragnionych krwi. Kiedy przypominam sobie ten obraz, tysiące scen przesuwa się przed moimi oczami tam i z powrotem. Strach i drżenie ogarnia moje ciało. I oto nagle wstał jeden z dowódców i dał znak, żebyśmy zamilkli i zaczął do nas mówić tak: „Okropna rzecz zaszła w waszym mieście. Jeden z naszych żołnierzy zginął przez was i z powodu tego przestępstwa zostaliście skazani, wszyscy, na rozstrzelanie. Ale ja wam zrobię grzeczność, kobiety i dzieci zostaną zwolnione, natomiast mężczyźni i młodzież zostaną uwięzieni na kilka dni w obozie koncentracyjnym”158. Obóz zorganizowali oni w naszej synagodze. Nie jest możliwe przekazanie na piśmie tego, co tam przeżyliśmy. Nie pozwalali oni nam spełniać naszych codziennych potrzeb bez stania w szeregach przez kilka godzin. A kto nie mógł się dłużej powstrzymywać, musiał iść na koniec i znów się ustawić [4] w szeregu aż... Nasze jedzenie składało się z kawałka chleba i odrobiny wody. Spaliśmy na podłodze. Kości były pogniecione od długiego leżenia na ziemi. W obozie panowała duchota i stęchlizna. Ubranie zostało podarte i zabrudzone błotem i kurzem. Ręce i twarz nie były myte, bo woda, którą otrzymaliśmy, nie wystarczyła [nawet] na ugaszenie pragnienia. Wargi wysychały, gardło, język i podniebienie paliły jak ogień. Synagoga, w której przedtem było przyjemnie spędzać czas na modlitwie, teraz stała się dla nas piekłem. Od czasu do czasu wpadał do nas Niemiec z batem w ręce i straszliwie nas bił, aż padaliśmy zemdleni. Raz weszło kilku Niemców podających się za lekarzy i zwrócili się do nas w następujący sposób: „Kto jest chory albo jest kaleką, niech się da przebadać. Jeśli [5] okaże się, że to prawda, zostanie natychmiast zwolniony”. Rozumie się, że wśród nas znajdowali się ludzie chorzy i niepełnosprawni. Lekarze żądali, aby w wydzielonym pokoju pozwolili się dwójkami przebadać. Nie wiedzieliśmy, że tam znajdują się jeszcze inni Niemcy z pałkami i nahajkami w rękach i każdego, pod różnymi pretekstami, strasznie biją. Bito tego, kto biegł za to, że się spieszył, tego, kto szedł wolno za to, że nie szedł szybko. Kiedy