Dystrykt lubelski [22] 59
swej strony gorliwie zapewniały Judenrat, że dzielnica żydowska na Majdanach nie ulegnie likwidacji, iż pominięta została w wykazie tylko przez zapomnienie i nie ma powodu do obaw. [2] Przycichły pogłoski, ale niepokój dalej nurtował Żydów.
Grom padł nareszcie. 7 listopada Niemcy zawezwali Żydowską Służbę Porządkową i zażądali udziału w akcji wysiedleńczej103. W nagrodę policja miała podlegać ochronie wraz z rodzinami. Tej samej nocy Majdany zostały otoczone. Wszystkie wyloty wsi obsadzili Ukraińcy. Mieszkańcy otrzymali rozkaz wyjścia z mieszkań. Przy odgłosach gęstej strzelaniny zgrupowani zostali ludzie w środku wsi i odprowadzeni pod eskortą do wagonów. Nie było rewizji w mieszkaniach. Ludzie, którzy zostali w mieszkaniach i kryjówkach, pozostali przy życiu.
Przetrwali wysiedlenie, ale sytuacja ich była beznadziejna. Oficjalnie [2a] Majdany zostały oczyszczone z Żydów. Pozostali przy życiu Żydzi nie mieli prawa przebywania na terenie wsi, nielegalnym był sam fakt ich życia.
Należałem do liczby tych Żydów, którzy na rozkaz Niemców nie stawili się. Schowałem się w lochu. W mieszkaniu zostawiłem wszystko. Byłem schowany z żoną, 3 synami i matką. W lochu słychać było strzały i okrzyki. Zapasy żywności miały się na wykończeniu. W nocy ukryci w domu, w którym byłem schowany, zbierali się i podawali sobie nowinki.
W tym czasie wezwali Niemcy prezesa Judenratu104. Zażądali, aby im wyjaśnić, czemu liczba wysiedlonych daleko odbiegała od liczby Żydów zatrudnionych [3] na Majdanach. Gdy zapytany nie udzielił odpowiedzi, został natychmiast rozstrzelany. W tych samych okolicznościach został zamordowany kierownik J.P.105
Wbrew przyrzeczeniom o ochronie w stosunku do policjantów żydowskich, gdy ci ośmielili się po akcji ukazać na terenie wsi, byli natychmiast rozstrzeliwani przez warty ukraińskie.
Postanowiłem za wszelką cenę uciec z rodziną. Mówiono o tym, że na ulicach kręcą się warty ukraińskie, że każdy, który ukazuje się na ulicy, zostaje rozstrzelany. Po kilku dniach odważyłem się na wyjście z lochu. [3a] Ujrzeliśmy z daleka ukraińskiego wartownika. Dostrzegł nas. Poczęliśmy uciekać w kierunku kryjówki. Padły strzały. Matka moja, która nie mogła szybko biec, nie wróciła już z nami do kryjówki. Po dwóch dniach ponowiliśmy próbę ucieczki. Tym razem stojący na warcie Ukrainiec nie strzelał i pozwolił nam się zbliżyć. Przekupiliśmy go sumą 500 złotych i przeszliśmy granicę Majdan, kierując się na Lublin.
Na ulicach Lublina nie zwracano na nas uwagi. Znajomi Polacy, których prosiliśmy o ukrycie, odmawiali nam pomocy. [4] Była noc. Przechodniów było mało.