RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Generalne Gubernatorstwo Relacje i d...

strona 386 z 764

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 386


338 Dystrykt radomski [98]

[zeszyt II]

[3] 11. Zmartwychwstanie 60 Żydów310

Poniedziałek, 11 września. Tej nocy znowu spaliśmy na podwórzu. Znowu to dzikie budzenie. Znowu sport. Znowu bicie. Już obrzydło takie życie. Co tu będzie? Do kiedy tu będziemy tak torturowani? Czujemy po prostu, jak gasną siły. Je się tylko to, co udaje się przekazać między deskami parkanu. A żołnierze mocno biją kobiety, kiedy łapią je na takim przestępstwie.

Każą się ustawić po czterech w rzędzie. Przychodzi najstarszy [rangą], wybiera 60 Żydów.

– Chodźcie z nami.

Dają im łopaty i każą maszerować. Ale dokąd? Nikt nie wie. Wprowadzono ich do pobliskiego lasu i kazano zebrać rozrzuconą broń, która była rozsiana po lesie przez [4] wycofujących się polskich żołnierzy. Zapewniają ich, że za chęć ucieczki zostanie się na miejscu zastrzelonym.

Tak pracowano do południa.

Najstarszy rangą każe wszystkim zebrać się na jednym miejscu. Wygłasza do nich mowę:

– Jako że Żydzi są wrogami świata, oni i Chamberlain311 wywołali wojnę, muszą więc tu kopać dla siebie grób.

Żydzi zaczęli prosić, płakać, padać mu do nóg, ale nic nie pomogło – mają kopać, a jeśli nie, wystrzela ich tu, natychmiast, wszystkich.

Przepadło. Żydzi odmawiają Widuj, kopią dla siebie duży braterski grób, moczą ziemię krwawymi łzami i kopią leniwie, wolno, [wszystko] wypada z rąk, łamie
w kolanach, padają z łopatą, nie patrzą sobie w oczy i nie wiedzą jeszcze, jaką śmiercią z „czterech śmierci”312sądzone im umrzeć. [5] Wykopali wielki dół. On kazał im się położyć, jeden na drugim. Żywcem do grobu... Żydzi padają jeden drugiemu na szyję, żegnają się, jeden drugiego prosi o przebaczenie. Wykrzykują

„Szma Isroel” – i żywcem idą do grobu...

Przywołał „kamaradów”313, by zasypali dół...

Żydzi leżą ułożeni, z zamkniętymi oczami, ze strachu nie mogą ich już otworzyć. Naraz słyszą, jak jeden z przybyłych „kamaradów” odzywa się do niego:

– Karol! Nie potrzebujemy tego!