RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Generalne Gubernatorstwo Relacje i d...

strona 414 z 764

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 414


366 Dystrykt radomski [114]

114.

Po 12.1939, Warszawa-getto. [Mosze] Frenkel351, Relacja pt. –1.09.1939 קסמאָדאַר" "15.12.1939 [„Radomsko 1.09.1939–15.12.1939”]. Opis sytuacji ludności żydowskiej w mieście od początku wojny do powstania getta: wrzesień 1939, represje, stosunki z Polakami, praca przymusowa, kontrybucja, getto przy ul. Limanowskiego

Radomsko, 1 września 1939–15 grudnia 1939

1 września 1939 roku, o 6.50 rano spaliśmy jeszcze smacznie. Położyliśmy się
z całkowitą pewnością, że mimo wszystko uda się zatrzymać dążenia Hitlera do zapalenia w Europie nowego ognia.

Słysząc nagle, przez sen, kilka głośnych strzałów, wyskoczyliśmy szybko z łóżek, podbiegliśmy do okien i zobaczyliśmy przed sobą czarny dym zmieszany z iskrami. Wszyscy w domu byli pewni, że dym pochodzi z polskich bomb próbnych, ale jednak szybko ubraliśmy się, wyszliśmy na ulicę, by zobaczyć, co się dzieje naprawdę.

Na ulicy zgromadziło się już dużo ludzi. Dyskutowali o tym, co oznaczają te strzały. Część mówiła, że tą są odgłosy niemieckich bombardowań lotniczych i motywowali to siłą eksplozji, inni znowu mówili, że to polskie działania, bo przecież niemożliwe, żeby wrogie samoloty mogły się wedrzeć tak głęboko, swobodnie zrzucać bomby
i nie napotkać żadnego oporu. W tym krótkim czasie, gdy tak staliśmy, dyskutując spokojnie o strzałach słyszanych kilka minut wcześniej, przed naszymi oczami przewieziono paru zabitych i rannych. I oto co się okazało:

Już od 2 nad ranem nad dużą fabryką francuską w Fajktułku [?]352lata dookoła niemiecki bombowiec. O 5.30, tuż po oficjalnym wypowiedzeniu wojny, zrzucił on dwie ciężkie bomby na dział amunicji, zabijając ludzi, [2] po czym znikł. Rannych prowadzono do szpitala, ale tam już nie było chirurga, który mógłby ich operować. Zabitych wniesiono do kostnicy przy szpitalu, z której zamierzano zorganizować uroczysty pogrzeb – pochód.

Na nas, zgromadzonych na ulicy, padł potworny strach i groza. Zdawaliśmy sobie dobrze sprawę, z kim idziemy się bić, wiedzieliśmy dokładnie, że nadchodzi proces prawdziwego zdziczenia ludzi. W takim nastroju i z takimi myślami wsunęliśmy się
z powrotem na podwórze, nie wiedząc, jak reagować na to wszystko.