Dystrykt warszawski [123] 413
-midraszu, kiedy syjonistyczny42 prelegent nie znalazł wielkiego uznania w oczach rewizjonistów43 i robiło się wesoło; ale nieczęsto dochodziło do tego. Do wojny nie było prawie nigdy kwestii członków rady synagogalnej44, po prostu dlatego, że nikt nie chciał w tym uczestniczyć. Z trudem udało się zestawić [3] komplet 5 osób. Nigdy nie prowadziły one żadnej działalności po prostu dlatego, że nie było czym się zajmować, chyba że trzeba było zebrać kilka złotych na pogrzeb (ale to zdarzało się bardzo rzadko).
Tak toczyło się życie, do czasu aż zjawił się „on”. „On” nawet nie jest wart tego, by się nim zajmować, ale przy tak ubogim życiu społecznym i w takim małym miasteczku „on” wstawił nogę w „mrowisko” i... bagno odżyło i zaczęło wrzeć
i bulgotać. Począwszy od prezesa Stowarzyszenia Pomocy Chorym45 do prezesa Rady Żydowskiej46. Przyszło wygnanie i wepchnęło „go” z powrotem w spokój i... znowu cisza. Bagno znów zasnęło, a „on” śpi sobie w jakimś małym pokoiku
w dużym mieście Warszawie i śni. O czym? Kto to wie? „On” – wysoki, chudy,
z ascetyczną twarzą o pozornej inteligencji, która wyrażała się jedynie w talentach przywódczych. Zaczęła działać amerykanka[?].
Przybył z wielkiego miasta, zubożały, zgorzkniały, że Warszawa nie poznała się na jego wielkim talencie i – nie mając zajęcia – zabrał się do pracy społecznej. Przede wszystkim, chcąc zyskać popularność wśród gojskich gospodarzy, wniósł propozycję nazwania ulicy (jeśli można tak powiedzieć o tarczyńskiej ulicy) imieniem wielkiego polskiego męża stanu – P[iłsudskiego?]. Niezły sposób oddania czci. Rozumie się, że propozycja ta upadła (wyszła od Żyda). Potem popierał innego męża stanu, a kiedy to wszystko nie pomogło, wstąpił do Stowarzyszenia Pomocy Chorym i doszedł do funkcji prezesa.
Kiedy wybuchła wojna i w Tarczynie rozegrał się epizodyczny [4] bój między ustępującym polskim wojskiem a zbliżającymi się niemieckimi czołgami zwiadowczymi, pół miasteczka zostało spalone. Jest to cios w bet ha-midrasz, mykwę, żydowskie życie. Część [Żydów] ucieka, część chowa się w mysie nory. Do władzy dochodzi Judenrat. Nasz inteligent jest właściwym człowiekiem na właściwym stanowisku. „On” przewodzi przez 3 miesiące, do chwili, kiedy to osadzono ich w areszcie na 3 doby. Zostaje utworzony inny Judenrat, z innym prezesem47, ale nasz bohater znowu zaczyna się udzielać i tak już jest do wygnania, które ustawiło go znowu na miejsce, jakie mu się rzeczywiście należało. Czy „on” jeszcze wypłynie?